Urodził się 09.08.1921 r. w miejscowości Juszki (Lubieszyn) pow. Kościerzyna woj. gdańskie. Rodzicami byli Jan i Franciszka z domu Knyba. Z powodu braku dokumentów trudno dziś dociec, jakie były jego koleje okresu II wojny światowej. Były to jednak trudne lata i ciężkie przeżycia, o których rzadko i mimo woli wspominał.
Do Towarzystwa Chrystusowego wstąpił w Poznaniu 04.11.1949 r. polecany przez ks. proboszcza Jesionowskiego jako „młodzieniec dobry, religijny, nadający się na życie klasztorne”. Nowicjat rozpoczął 28.09.1950 r. w Morasku, gdzie też złożył 29.9.1951 r. pierwszą profesję zakonną. Następne składał w Puszczykowie: drugą 04.09.1952r., trzecią 29.09.1953 r. i dozgonną 29.09.1954 roku.
Od 30.9.1951 r. pracował kolejno w Poznaniu (do 25.6.1952 r.); w Morasku (do 29.09.1954 r.), w Bydgoszczy (do 29.03.1955 r.), w Morasku (do 19.11.1956 r.) w Bydgoszczy (do 23.10.1958 r.) i ponownie w Poznaniu do 1986 roku. Pracował zawsze w kuchni i świetnie gotował, co w tym czasie nie było łatwe, bo piece kuchenne były na węgiel. Przechodząc do lżejszej pracy w Księdze Dobrodziejów i w Księgarni nie uchylał się od pomocy w ogrodzie czy na furcie. Swoimi dolegliwościami nie dzielił się, zawsze był pogodny i wszystkim życzliwy.
Brat Józef Drążek zmarł nagle 27.10.1996 r. i został pochowany w Poznaniu na Miłostowie.
Tak mało dokumentów znajduje się w teczce osobowej brata Józefa. Najwcześniej datowane jest zaświadczenie podpisane przez ks. Jesionowskiego, pewnie proboszcza z Garczyna w diecezji pelplińskiej, z dnia 18 września 1949 r. Czytamy tam: Józef Drążek, 28 lat, z Lubieszyna chce wstąpić do klasztoru. Drążek jest młodzieńcem dobrym, religijnym, nadaje się na życie klasztorne".
Ksiądz proboszcz dobrze napisał, choć tak lakonicznie - Józef nadawał się na życie klasztorne. Wstąpił więc jako "młodzieniec" dobry i religijny - proboszcz pewnie był już staruszkiem - mając blisko 30 lat (ur. 9 sierpnia 1921 r. w Juszkach, w powiecie Kościerzyna, woj. gdańskie, syn Jana i Franciszki z domu Knyba). Co było przedtem? W dokumentacji żadnych śladów, nie ma bowiem życiorysu. Jedynie z opowiadań Zmarłego trochę wiemy, że podczas wojny znalazł się w Wehrmachcie (mieszkał przecież na Pomorzu, więc zrozumiałe!), że gdzieś na froncie włoskim przyszło mu przebywać, że tam nawet "zarobił" sobie na wyrok śmierci wydany przez sąd polowy. Jeśli do wykonania wyroku nie doszło, to dlatego, że zaistniał jakiś szczęśliwy zbieg okoliczności - czy uciekł, czy Niemcy uciekli? - ale godziny trwogi przed egzekucją musiał przeżyć. Miał wcześniej zlecone zadanie przez polski kontrwywiad wojskowy pomagać Polakom przedostawać się na stronę aliancką, a sam dopiero na końcu miał to uczynić.
Aspirandat rozpoczął w Poznaniu 4 listopada 1949 r., nowicjat 28 września 1950 r. w Morasku, pierwsze śluby złożył 29 września następnego roku też w Morasku, Pod Aktem profesji widnieją, oprócz podpisu brata Drążka, podpisy ks. Floriana Berlika, który śluby przyjmował oraz świadków: ks. Karola Kopacza i br. Zygmunta Mizernego. Przez następne 3 lata, co roku, śluby ponawiane, wreszcie 29 września 1954 r. profesja dozgonna w Puszczykowie, którą przyjął Ojciec Współzałożyciel.
Po złożeniu pierwszych ślubów Ojciec wyznaczył bratu Józefowi Poznań. Zauważmy styl, stosunek przełożonego do brata w tamtych, ponad 40 lat odległych, czasach: "Wielebny Brat Józef Drążek TChr w Morasku. Z dniem 30 września br. przeznaczam W. Brata do Domu Głównego w Poznaniu. Ufam Bogu, że W. Brat na tej pierwszej swojej placówce wypełni wszystkie swoje obowiązki z wielka gorliwością oraz w duchu całkowitego oddania się sprawie Bożej i Towarzystwu. Na zaranie życia zakonnego W. Brata czule błogosławię. Oddany w Chrystusie Przełożony". Posłanie to nosi datę 28 września 1951 r.
Już po kilku miesiącach, w 1952 r., przeniesienie do Moraska. W piśmie Ojca czytamy: "Z dniem 25 kwietnia br. przenoszę W. Brata z Domu Głównego Towarzystwa w Poznaniu do domu Towarzystwa w Morasku. Ufam Bogu, że W. Brat na tej nowej placówce obowiązki sobie powierzone spełniać będzie z tą samą gorliwością jak dotychczas. W tej intencji przyrzekam specjalne modlitwy. Równocześnie dziękuję W. Bratu za gorliwą i poświęcenia pełną pracę na dotychczasowym posterunku". Następnym etapem jest Bydgoszcz (dom wydzierżawiony w r. 1951 od oo. ducha-czy) w czasie: 29.09.1954 - 29.03.1955, potem znów Morasko: 29.03.1955 - 19.11.1956, i znów Bydgoszcz: 19.11.1956 - 23.10.1958, tzn. do czasu przeniesienia do Poznania. Tu już brat Józef pozostanie do końca.
Choć o charakterze pracy nie ma żadnej wzmianki, to wiadomo, że była to praca kuchenna. Do r. 1986, do końca istnienia starej kuchni, było to jedyne zajęcie Brata Józefa. Od tego czasu natomiast, aż do śmierci, 27 października 1996 r., pracował w biurze Wieczystej Księgi Dobrodziejów i świadczył różną pomoc - w ogrodzie, na furcie, a także udzielał różnych instrukcji w kuchni. Siostry chętnie korzystały z tych pouczeń. A brat Józef, poza pracą, bez której nie potrafił siebie widzieć w życiu wspólnotowym, dużo się modlił, a także cierpiał. Dyskretny byt pod tym względem, choć niejednokrotnie łatwo było dostrzec, że jest mu bardzo ciężko.
Śmierć przyszła nagle. Bardzo nas wszystkich dotknęła. Mimo wieku, cierpień i dolegliwości, mimo trudnego chodzenia, wszędzie było go widać. Obdarowywał słowem, uśmiechem, zawsze życzliwością.
Kiedy sprawowaliśmy Najświętszą Ofiarę w dniu pogrzebu, 30 października, kiedy prowadziliśmy brata Józefa na kwaterę chrystusowców na poznańskim Miłostowie, jawiła się żywo jego postać w różnych okolicznościach i sytuacjach. O czym zresztą świadczyły wypowiedzi oficjalne - homilia pogrzebowa piszącego te słowa, słowa pożegnania ks. wikariusza generalnego, A. Kleina oraz przedstawiciela licznie zgromadzonej rodziny - jak również prywatne wspomnienia. Brat Józef to człowiek pracy, ofiarności, modlitwy. Człowiek energii, odpowiedzialności, miłości do Towarzystwa, do współbraci.
Trafnie powiedział Ks. Wikariusz Generalny, że jak św. Teresa od Dzieciątka Jezus, choć nie pracowała na misjach, a stała się patronką misji, tak Brat Józef, choć nie pracował wśród Polonii, to jednak głęboko tkwił w charyzmacie Towarzystwa. Wykarmił - i to bardzo dobrze -tyle pokoleń chrystusowców, którzy dziś sprawują misję Zgromadzenia na całym świecie. Przez nich więc działa i sprawuje duszpasterstwo. Dodajmy też: iluż Polaków z kraju i zagranicy korzystało z jego posługi, gdy byli gośćmi naszego Domu Głównego.
Niech teraz przez serce i ducha brata Józefa Chrystus Zbawiciel raczy zsyłać nam - jak płatki róż - obfitość swoich łask.
ks. Edward Szymanek TChr