31 grudnia 1985 r. zginął w Iraku, jadąc z posługą duszpasterską do polskich robotników w rejon Basry nad Zatoką Perską - ks. Stanisław Ułaszkiewicz - chrystusowiec.
Ksiądz Stanisław urodził się w katolickiej rodzinie w parafii Gródeckiej k. Kamieńca Podolskiego w 1923 r.
W 1937 r. rozpoczął naukę w szkole średniej, a następnie w Wołczańskiej szkole pedagogicznej, którą ukończył w 1940 roku i otrzymał posadę nauczyciela we wsi Karpiłówka koło Rokitna na Wołyniu. W 1941 r. w Łucku przyjął sakrament bierzmowania, a więc możemy z podziwem powiedzieć, że wiarę wyniesioną z domu rodzinnego zachował.
Po wybuchu wojny między ZSRR a Niemcami został wywieziony na roboty do Rzeszy. Do Polski przyjechał 22 VI 1945 roku i zgłosił się do Kardynała Hlonda z prośbą o przyjęcie do seminarium duchownego, aby zrealizować powołanie kapłańskie, którego głos jak oświadczył „czułem od 12 roku życia”. Znamy tylko część faktów, które Stanisław nazwał „twardą szkołą życia”, ale przecież temu bagażowi tragicznych doświadczeń towarzyszyły wewnętrzne przeżycia, które pozostały jego bolesną tajemnicą. Ten etap jego „dziejów duszy” pomaga tym, którzy go znali, rozumieli go, a przez niego ludzi.
Święcenia kapłańskie Ksiądz Stanisław przyjął w 1952 roku. W pracy kapłańskiej w kraju odznaczał się heroiczną gorliwością i bezkompromisową postawą kapłańską. W sercu jego ciągle trwało pragnienie wyjazdu na Bliski Wschód. Pisał: „Sześć razy po 3 miesiące byłem na wschodzie. Widziałem na własne oczy jak pracują tam nieliczni kapłani, widziałem ich zapał, ich nadludzki trud, widziałem rozmodlonych ludzi, jak nigdzie dotychczas... Ja 26 lat czekam, by pójść do ludzi, których na-prawdę kocham, ich biedę, ich historię, ich kulturę, którą teraz lepiej rozumiem. Jeżeli nie mogę pojechać, by pracować wśród tych biednych ludzi, którzy cierpią głód i to wielki głód Bożej sprawiedliwości i słuchania słowa Bożego, to bardzo proszę posłać mnie do pracy misyjnej, tam gdzie jest największy brak kapłanów”.
We wrześniu 1972 roku pojechał do Francji, skąd pisał: „Jest tu wielki brak księży i wydaje mi się, że przede wszystkim wielki brak módl i t,wy na kolanach wobec Najświętszego Sakramentu i na różańcu”. W Wiedniu 1981 r. zajął się losem polskich tułaczy i uciekinierów. Pisząc o zgrozie życia uciekinierów prosił o kapłana dla nich, który solidaryzowałby się całkowicie swym życiem w ich doli tułaczy i krzepił ich swoją modlitwą i dobrym słowem. Posiadał przywilej sprawowania służby Bożej w dwóch obrządkach, więc korzystając z tego służył przez pewien czas w parafii grecko- -katolickiej w Kanadzie, skąd pisał: „Wiem, że będę musiał umierać na tułaczce i nigdy nie wrócę do swojej Ojczyzny, ale chcę mieć tę świadomość, że nigdy nie zapomniałem o tych ludziach, którzy, uważam, są najbardziej spragnieni Boga. Moją największą ofiarą jest to, że nie mogę być wśród nich. Droga realizacji mego osobistego powołania okupiona została niezmiernie wielkim cierpieniem. Myślę, że jedynie to liczy się u Boga”.
Gdy powrócił do kraju przełożeni wysłali go na święta Bożego Narodzenia 1983 r. z posługą duszpasterską dla 8 tysięcy polskich robotników w Iraku. Był tam do Wielkanocy. Po powrocie zaczął się starać o wizę na pobyt w Iraku, a jednocześnie przypuścił szturm modlitewny za przyczyną św. Teresy o wizę, aby mógł powrócić. Wizę otrzymał w adwencie 1984 roku i pozostał tam aż do śmierci. Pisał z Iraku: „Bardzo jestem wdzięczny Bogu i całemu Towarzystwu Chrystusowemu za umożliwienie mi wyjazdu do Iraku. Tropikalny klimat znoszę wspaniale jakbym tu był urodzony. Spędzam czas na oczekiwaniu na rodaków do sakramentu pokuty. Odprawiam Najświętszą Ofiarę na różnych campingach i placach budowy”. Nie miał samochodu, jeździł z robotnikami z jednej budowy na drugą zawsze i wszędzie w sutannie. Zginął 31 XII 1985 r. w 62 roku życia i 33 kapłaństwa w wypadku, jadąc z posługą duszpasterską do polskich robotników w rejon Basry nad Zatoką Perską Zgodnie z jego wolą został pogrzebany na wschodzie w ojczyźnie Abrahama. Niech miłosierny Bóg, któremu ks. Stanisław tak ofiarnie z wiarą służył, pozwoli mu razem z Abrahamem uczestniczyć w swojej szczęśliwości na wieki.
Ks. Roman Twaróg TChr