Już w trzecim tysiącleciu, prawie w przededniu zakończenia Roku Jubileuszowego, w czasie odbywającej się w kaplicy seminaryjnej godziny świętej pierwszej w nowym roku, stuleciu i tysiącleciu, 4 stycznia 2001 roku, Pan Czasu, Życia i Śmierci odwołał brata Tadeusza do wieczności.
Brat Tadeusz Sokołowski urodził się 1 lutego 1923 roku w Kańkowie pow. Ostrów Mazowiecka. Syn Andrzeja i Teodory z Krynickich. Ochrzczony w rodzinnej parafii, bierzmowany 6 października 1975 r. w Małkini. Po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił 15 kwietnia 1939 r. do Towarzystwa Chrystusowego w Potulicach, gdzie rozpoczął aspirandat przed nowicjatem. Brat Tadeusz po latach tak wspominał ten okres: ".. gdy tylko zgłosiliśmy się do furty klasztornej w Potulicach, zostaliśmy mile przywitani przez drogich nam współbraci... miły szczegół przypomina mi się z pierwszego dnia mojego życia zakonnego. Gdy spożywałem kolację, podchodzi do mnie nasz drogi Ojciec, ówczesny przełożony naczelny, pogłaskał mnie i zapytał się czy smakuje mi posiłek. Rzeczywiście, że mi smakował. Bezpośrednim naszym przełożonym i wychowawcą był brat Ignacy Gorzelańczyk. Jako senior kierował nami dobrze. To właśnie on pierwszy tłumaczył nam, co to jest życie zakonne, jaka ma być w nim karność, umiłowanie porządku, jak mamy się modlić. Nie uznawał kompromisów z naszej strony, mówił, jak być zakonnikiem tona całego..". Niestety nie dane było rozpocząć nowicjat, gdyż przeszkodził wybuch drugiej wojny światowej. Kandydaci, aspiranci, nowicjusze i klerycy rozjechali się w rodzinne strony. Ważną jednak sprawą było, że przełożony ks. Ignacy Posadzy utrzymywał więź listową z rozproszonymi współbraćmi. Brat Tadeusz wspominał, że wiele razy czytał listy Ojca podtrzymujące młodych kandydatów na duchu, pełne zarazem nadziei na powrót do ustronia potulickiego.
Po zakończeniu działań wojennych brat Tadeusz przyjechał do Poznania, gdzie przeniosła się też centrala Towarzystwa Chrystusowego i tu 28 października 1945 roku, pod kierunkiem magistra nowicjatu ks. Karola Kopacza rozpoczął kanoniczny nowicjat, zakończony 29 października 1946 roku pierwszą profesją zakonną. Profesję dozgonną złożył 4 września 1952 roku w Puszczykowie.
Prawie całe życie zakonne brat Tadeusz spędził w Poznaniu, z wyjątkiem jednego roku 1956/1957 kiedy został przeniesiony przez przełożonego do Bydgoszczy. W zgromadzeniu zakonnym pełnił funkcję krawca. Jego zdolności krawieckie, a zwłaszcza szycie sutann było znane wszystkim, nie tylko współbraciom. Całe pokolenia chrystusowców chodziły w sutannach szytych przez brata - a zawsze były doskonale skrojone i dopasowane. Potrafił też zwrócić uwagę współbraciom na brudne ubranie czy nie wyprasowane spodnie, służąc zarazem im swą pomocą.
Zalety duchowe brata Tadeusza były dostrzegane przez przełożonych zakonnych. W 1967 roku został mianowany członkiem Sekcji dla Spraw Formacji Braci po Ślubach, będącej częścią Komisji dla Spraw Formacji Zakonnej. Przez współbraci wybierany był na delegata VI, VII i VIII Kapituły Generalnej Towarzystwa, biorąc w nich czynny udział. Od 1972 roku przez dwie kadencje pełnił funkcje Przedstawiciela Braci w Radzie Generalnej, a w 1977 roku był członkiem Rady Domowej w Poznaniu przez okres trzech lat. Dla współbraci cały czas był żywym znakiem prawdziwego życia zakonnego. Często przebywał w kaplicy na modlitwie, a w czasie spacerów po ogrodzie zakonnym spotykaliśmy go z różańcem w ręku. Takim też pozostanie w naszej pamięci.
Dziękując Bogu w czasie złotego jubileuszu profesji zakonnej, obchodzonego w 1996 roku, brat Tadeusz powiedział: " Królowi wieków Nieśmiertelnemu Jedynemu Bogu niech będzie cześć i chwała po wszystkie czasy. Jaką wdzięczność winienem Tobie Boże za to że jestem. Że powołałeś mnie do życia zakonnego, że pozwoliłeś doczekać mi aż do Złotego Jubileuszu. Za tyle łask które otrzymałem i których w dalszym ciągu doznaję. Czym Ci się Jezu mój za to wszystko wywdzięczę? A także za Zgromadzenie Zakonne z jego przełożonymi, którzy prowadzą mnie drogą doskonałości chrześcijańskiej. Serdeczną wdzięczność winieniem moim współbraciom z którymi żyję, pracuję i dzielę chwile trudne, ale także i radości dnia powszedniego..".
Mimo postępującej choroby prawie do końca pracował dla dobra współbraci. Zmarł 4 stycznia 2001 roku w swoim pokoju w Poznaniu, w czasie kiedy, w kaplicy trwała pierwsza godzina święta w nowym stuleciu. Uroczystości pogrzebowe odbyły się w Poznaniu we wtorek 9 stycznia. Zgromadziły one wielu współbraci, siostry zakonne, rodzinę zmarłego i pracowników domu poznańskiego. Mszy świętej przewodniczył biskup Zdzisław Fortuniak, a homilię pogrzebową wygłosił ks. Witold Stańczak, podkreślając w niej wzorcowa postawę zakonną brata Tadeusza. Odczytano też list kondolencyjny przysłany przez biskupa Stanisława Stefanka, który zawarł w nim wyrazy braterskiej łączności w modlitwie oraz powiedział o bracie Tadeuszu, że ".. przez tyle lat niezwykle ofiarnej pracy był zwornikiem wspólnoty braterskiej, obdarzał nas wszystkich przyjaźnią i mądrością, która płynie z umiłowania Kościoła i Towarzystwa Chrystusowego.." . Kondukt pogrzebowy prowadził przełożony generalny ks. Tadeusz Winnicki, który w mowie pożegnalnej jeszcze raz podkreślił wielkie zasługi brata Tadeusza położone dla dobra naszej wspólnoty zakonnej. Spoczął w kwaterze chrystusowców na cmentarzu miłostowskim w Poznaniu.
Ks. Bernard Kołodziej TChr
Łomża, dnia 8 stycznia 2001 r.
Stanisław Stefanek TChr
Biskup Łomżyński
Przewielebny
Ks. Generał Tadeusz Winnicki TChr
ul. Panny Marii 4 60-962 Poznań
Dzisiaj rano, w kaplicy Domu Biskupiego w Łomży, odprawiłem Mszę św. za śp. Brata Tadeusza. Łączę się w ten sposób w modlitwy pogrzebowe razem ze Wspólnotą Domu Głównego i wszystkimi Współbraćmi, którzy wezmą udział w pogrzebie naszego Brata. Przez tyle lat niezwykle ofiarnej pracy, był zwornikiem wspólnoty braterskiej, obdarzał nas wszystkich przyjaźnią i mądrością, która płynie z umiłowania Kościoła i Towarzystwa Chrystusowego. Brata Tadeusza noszę głęboko w sercu i jestem Mu wdzięczny za osobistą przyjaźń, jaką mnie darzył.
Serdeczne pozdrowienia
Ks. Stanisław Stefanek TChr
BISKUP ŁOMŻYŃSKI
Kazanie wygłoszone podczas Liturgii pogrzebowej w intencji śp. brata Tadeusza Sokołowskiego, w kaplicy Domu Głównego Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu w dniu 9 stycznia 2001 r.
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom /Mt. 11 - 25/
Te słowa z dzisiejszej ewangelii będą natchnieniem pogrzebowego rozważania.
Ekscelencjo, Najdostojniejszy Księże Biskupie, stroskana Rodzino śp. brata Tadeusza, Drodzy Współbracia, na czele z Ks. Generałem i Wikariuszem Generalnym, Czcigodne Siostry Misjonarki.
Zakonnym pogrzebem oddajemy religijną posługę śp. bratu Tadeuszowi Sokołowskiemu, którego Pan Bóg odwołał do wieczności w 78. roku życia, a w 55. roku życia zakonnego.
Twój udział Ekscelencjo w pogrzebie Brata zakonnego, krawca, jest wyrazem czci dla zwykłej w znaczeniu społecznym rzemieślniczej pracy, ale opromienionej zakonną świętością. Wyrażamy Ci za to Ekscelencjo głęboką wdzięczność.
Ludzki smutek pogrzebowy przezwyciężamy światłami Ewangelii. Naj-świętszym przykładem jest dla nas Jezus Chrystus, który jako „Syn Człowieczy” zapłakał nad grobem przyjaciela Łazarza, ale równocześnie przypomniał olśniewającą prawdę wiary: ,Ja jestem Zmartwychwstaniem i życiem, kto żyje i wierzy we mnie, choćby i umarł żyć będzie i każdy, kto żyje i wierzy we mnie nie umrze na wieki”.
Ta prawda niech będzie dla was stroskana Rodzino śp. brata Tadeusza i dla nas wszystkich uczestniczących w liturgii pogrzebowej prawdziwym ukojeniem i głębokim religijnym przeżyciem.
1. Pogrzeb jest przede wszystkim wielką modlitwą w intencji tych, których Pan Bóg odwołał do wieczności. Wzywają nas do tego słowa Pisma św. - święta i zbawienna jest myśl modlić się za umarłych. Przypominamy sobie też tę prawdę w codziennym pacierzu, gdy mówimy - wierzę w Świętych obcowanie. Na progu wieczności ustaje wiara i nadzieja, a pozostaje miłość. Modlitwa zaś, najszybszy środek przekazu, jest szczególnym miłości wyrazem. Udział w modlitwach pogrzebowych należy też do najprzedniejszych uczynków chrześcijańskich. Weźmy więc gorliwy udział w liturgii pogrzebowej w intencji śp. brata Tadeusza.
2. W świetle wielkiej zakonnej i kapłańskiej modlitwy pogrzebowej staje nam na nowo przed oczy dar powołania zakonnego i kapłańskiego. Oto przy ołtarzu podczas pogrzebów zakonnych i kapłańskich stają wieńce celebransów. Wszystkie sześć prowincji /w naszym wypadku/ są powiadomione o odejściu do wieczności jednego ze współbraci. Wszędzie są celebrowane w jego intencji Eucharystie i odmawiane różańce. Dzięki Ci Boże, Ojcze Wszechmogący, że w Twoim miłosierdziu staliśmy się wybrańcami Twego serca, a przez to mamy zapewnioną przy przejściu do wieczności wielką modlitwę współbraci.
3. Do wieńca modlitw dołączamy wieniec wspomnień. Śp. brat Tadeusz Sokołowski urodził się 1 lutego 1923 r. w Kańkowie, pow. Ostrów Mazowiecka. Syn Andrzeja i Teodory z d. Krynicka. Do Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej wstąpił 15.04.1939 r. Druga wojna światowa przerwała jego formację zakonną. Nowicjat rozpoczął dopiero po wojnie 26 września 1945 r. w Poznaniu. Profesję wieczystą złożył 4 września 1952 r. w Puszczykowie. Prawie całe życie zakonne spędził w Poznaniu z wyjątkiem jednego roku 1956/57, który spędził w Bydgoszczy przy naszym nowicjacie. W 1967 r. został mianowany członkiem sekcji dla Spraw Formacji braci po ślubach. Był delegatem braci na VI, VII, i VIII Kapitułę Generalną Towarzystwa Chrystusowego. Od 1972 r. przez dwie kadencje pełnił funkcję przedstawiciela braci w Radzie Generalnej Towarzystwa. W 1977 r. został członkiem Rady Domowej w Poznaniu na okres trzech lat. Przed wstąpieniem do zakonu zdobył wykształcenie krawieckie i tą umiejętnością służył współbraciom przez długie 55 lat. Pobożny, cichy, pracowity, dobry fachowiec, jako krawiec, pogodny w towarzyskim życiu zakonnym, zainteresowany życiem Kościoła - oto uderzające cechy jego charakteru. W związku z jego 55. letnią posługą krawiecką, przychodzi na pamięć przykład krawca /opisany w „Przykładach z ziemi ojczystej”/, który pozostawił szczególnie budującą pamięć życia chrześcijańskiego, jako rzemieślnik. W tym też duchu wyszkolił szereg uczniów. Odchodząc do wieczności prosi, ażeby mu włożono do trumny IGŁĘ - znak jego całożyciowej pracy. Z tą igłą symbolem mojej przez całe życie pracy, którą starałem się dobrze wykonywać chcę stanąć na sądzie Boskim. Rozumiemy sens przytoczonego przykładu. U Pana Boga nie chodzi o to, co robiłeś, tylko jak robiłeś. Brat Tadeusz pozostawił wielce budującą pamięć modlitwy i sumiennej pracy. Dzięki Wam, Droga Rodzino Sokołowskich za śp. brata Tadeusza. Bo przyszedł on do wspólnoty zakonnej z rodzinną formacją zakonną. Na niej, jako na dobrym fundamencie mógł budować rozkwit życia konsekrowanego. Jesteście Droga Rodzino przykładem, jak bardzo proste w znaczeniu społecznym, ale pobożne, promieniejące świętością nazaretańską życie rodzinne daje autentyczne formacje zakonne i kapłańskie. Nie dawno, przy pogrzebie śp. ks. prof. Piotra Biolika wspominaliśmy, jak wielki syn Kościoła i narodu Polskiego, Założyciel naszej Rodziny zakonnej, Sługa Boży, kard. August Hlond dał świadectwo wychowania rodzinnego, gdy pisał do swojej matki: „Kochana Mamo!... To nie gdzie indziej, jak w szlachetności i dostojeństwie Twego prostego, a Bogu oddanego serca jest początek owej drogi, którą mnie łaska Boża prowadzi, a która mnie zawiodła do tego, co się potocznie nazywa godnościami, a co w naszym rodzinnym zrozumieniu jest większym obowiązkiem pracy i poświęcenia... Z wdzięcznością i czcią całuję Twe ręce i proszę o błogosławieństwo na drogę mych obowiązków...” Twój - August, Kardynał.
4. Każdy pogrzeb jest też powtórzeniem katechezy o życiu wiecznym, które Pan Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Zwróćmy najpierw uwagę na teksty liturgii pogrzebowej, które mówią stale o życiu. Życie twoich wiernych o Panie zmienia się, ale się nie kończy i gdy rozpadnie się dom doczesnej pielgrzymki, znajdą przygotowane w niebie wieczne mieszkanie - modlimy się w żałobnej prefacji. Anielski orszak niech Twą duszę przyjmie, wołamy na innym miejscu. A co mówią Ewangelie czytane podczas Eucharystii pogrzebowej. Chrystus, który o wielu rzeczach mówi w sposób tajemniczy, zostawiając Duchowi Świętemu, by je czasu swego dał Kościołowi zrozumieć, gdy jednak idzie o szczęśliwość wieczną, o zapłatę dobrych uczynków, wyraża się dziwnie jasno, aby każdy mógł pojąć, co Bóg przygotował tym, którzy Go miłują. Główny opis sądu kończy Jezus orzeczeniem: sprawiedliwi pójdą na żywot wieczny i świecić będą jak słońce w Królestwie Bożym. Podstawowym określeniem, jakie Chrystus daje szczęśliwości wiecznej są słowa żywot wieczny. Ale oprócz tego, wszelkich używa sposobów, by to pojęcie jasnym uczynić. Nazywa je Domem Ojca swego, gdzie sam idzie przez śmierć swoją i zmartwychwstanie przygotować nam miejsce. Przedstawia je jako nagrodę za pracę, za cierpienia tego życia, jako zapłatę wieczorną płaconą robotnikowi za dzień pracy. Zapłatę nie skąpą, lecz hojną, miarę natłoczoną i opływającą. Cieszyć się każe z wielkości tej nagrody, zowie ją radością, weselem Pana, w które wejść każe dobremu i wiernemu słudze. Często także używa nazwy Królestwa Niebieskiego, by dać wyobrażenie o bogactwie i chwale uczestników tego szczęścia. Najwięcej zaś uprzystępnia nam niebo zestawiając je z tym, co jest dla nas chwilą folgi, nasycenia i radosnego między sobą pożycia - to jest z wieczerzą. A chcąc uwydatnić obfitość tej wieczerzy nazywa ją wieczerzą królewską, godową. Co więcej mówi, że sam przepasze się, posadzi swych gości i przechodząc będzie im usługiwał. Czyli, że Bóg całej wszechmocy swej użyje, by uczestników godów niebiańskich uszczęśliwić. Apostołowie w swoich pismach uzupełniają jeszcze pojęcie nieba. Takim jest wołanie św. Pawła - bracia, utrapienia tego świata nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi. Bo ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowieka nie wstąpiło, co Bóg zgotował tym, którzy Go miłują. A św. Jan apostoł kończy cale Pismo św. obrazem szczęśliwości wiecznej. Widzi niebiańską Jerozolimę - gdzie Bóg otrze wszelką łzę z oczu, a śmierci, ani smutku, ani boleści więcej nie będzie.
Dziękujemy Ci Tadziu za Twoje piękne życie brata zakonnego. Ufamy, że po takim życiu „aniołowie zawiedli cię do raju...”. Nie znając jednak ostatecznych wyroków Bożych modlić się będziemy w Twojej intencji, a ty pamiętaj o nas. Przy twoim pogrzebie hołd składamy wszystkim braciom naszej wspólnoty zakonnej, „którzy nas wyprzedzili ze znakiem wiary...”, a którzy złotymi zgłoskami wpisali się w historię naszej wspólnoty zakonnej, których imiona należą do najcenniejszych klejnotów w skarbnicy duchowej Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej.
Z tego pogrzebu - Tadziu - wrócimy do naszych życiowych obowiązków - rozgrzani przykładem twego pięknego życia zakonnego.
Ks. Witold Stańczak TChr
PS. Liturgię pogrzebową w intencji śp. brata Tadeusza Sokołowskiego celebrował J. E. ks. bp Zdzisław Fortuniak, sufragan poznański. Koncelebrowało 37. kapłanów współbraci. Wszyscy klerycy poznańscy i nowicjat z Mórkowa brali udział w pogrzebie. Ze stron rodzinnych śp. brata Tadeusza przybyła na pogrzeb gromadka jego krewnych i znajomych.
Przygarść myśli-wspomnień o bracie Tadeuszu
Stojąc nad świeżo usypywaną mogiłą na naszym Miłostowie, widzi się w nowym świetle osobę, z którą tyle lat wspólnie chwaliło się Boga, przeżywało chwile dobre i niedobre w historii osobistej, Towarzystwa, Kościoła, Narodu. Światło eschatologii w sposób niepowtarzalny oddala zmarłego, ale też swoiście podkreśla jego przymioty, zwłaszcza te duchowe.
Zabrałem się do spisywania garści wrażeń i doznań bezpośrednio po powrocie z cmentarza, po pogrzebie śp. brata Tadeusza Sokołowskiego. Pogrzeb pełen dostojeństwa, wewnętrznego pokoju, duchowego optymizmu, które płyną z wielkiej nadziei o życiu wiecznym. Ten nastrój jest również wieńcem zdobiącym człowieka, osobę konsekrowaną, chrystusowca, brata Tadeusza. Jest dzień 9- stycznia 2001 r.
Najpierw Msza św. Pewnie po raz pierwszy w dziejach Domu Głównego na pogrzebie brata zakonnego koncelebrze przewodniczy biskup. Było kiedyś, przed laty, że po Mszy św. modlitwy przed odwiezieniem ciała na cmentarz odprawił ks. abp Antoni Baraniak - gdy zmarł brat Hipolit Drwenski, pracujący w rezydencji biskupów poznańskich. Tymczasem tu, tak szczęśliwie - dzięki interwencji ks. infułata A. Ważbińskiego - jest ks. bp Zdzisław Fortuniak. Należało się to bratu Tadeuszowi, należy się to naszym braciom, a zwłaszcza tym, którzy rozpoczynali swe życie zakonne w Potulicach. Zmarłemu Tadeuszowi szczególnie, bo przecież on był wciąż w krawczarni, a więc nie na widoku publicznym. Owszem, był w całym świecie i uczestniczył w różnych aktach i posługach życia kapłańskiego poprzez swoje sutanny. Ładnie uszyte, dopasowane, z dobrego materiału. Jak w teatrze kukiełkowym - takie skojarzenie! - ktoś, kto jest duszą tego teatru, jest niewidoczny, a tymczasem on porusza i daje życie kukiełkom. Ta jakby na wyrost wykrojona metafora chce jedynie podkreślić, że misja brata Tadeusza była tak ważna - nie nam wymierzać proporcje istniejące w pracy kapłańskiej chrystusowców: jakie one są, jako współdziałanie księży i braci. Brat Tadeusz na pewno miał wielki udział nie tylko dzięki cichej, kameralnej pracy, ale też dzięki modlitwie, ukochaniu Towarzystwa, a przez nie całego Kościoła. Obecność więc biskupa była symbolicznym ujawnieniem tego faktu. Słowo zresztą głównego celebransa na końcu Mszy św. stało się też potwierdzeniem tego. Tak trafnie przywołane zakonnice - te z sal katechetycznych, z biur parafialnych i posługi pielęgniarskiej, jak i te „od garnków”, od sprzątania, od krawczarni. Tym ostatnim nikt kwiatów nie dawał. Ludzie patrzą po swojemu. Pan Bóg też patrzy po swojemu. Dobrze, że tak jest i że Pan Bóg patrzy i widzi, i po swojemu osądza. On nie patrzy na to, co kto czyni, lecz jak to czyni.
A słowa kaznodziei - ks. Witolda Stańczaka. „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi... Zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”. I wspomnienia o śp. Tadeuszu, i katecheza o życiu wiecznym. Dobrze, że ten tekst jest wydrukowany obok - to też piękne świadectwo o zmarłym Współbracie.
Była też rodzina. Brat - widać było, że młodszy, podobny do Tadeusza - bratowa, ich dzieci. Łzy, które ich przyozdabiały, były znakiem rodzinnego pietyzmu i miłości. Oni się kochali, dlatego Zmarły tak chętnie do nich jeździł, do Ostrowi Mazowieckiej. Ksiądz Generał dobrze to dostrzegł i podkreślił. Dodajmy, że podkreślił też ducha modlitwy, pobożności maryjnej, wrażliwość sumienia. Tak, to były cechy charakteryzujące Tadeusza.
Przejdźmy do wspomnień dawniejszych. Brat Szafranek, który był no-wicjuszem w Potulicach w 1939 r., serdecznie przypomina, że kiedy Tadeusz przyjechał do Potulic – 16-letni chłopak - promieniował radością i widać było w nim wrodzoną inteligencję. Rzeczywiście, pogoda ducha, usposobienie pełne humoru, wielka ciekawość ogarniająca wszystkie rzeczy nawet samochody go interesowały. Interesował się również astronomią, jak stwierdza ks. Klein. Gdy wypadło być w krawczarni – a przecież często to zdarza - trzeba było opowiadać lub odpowiadać na bieżąco na tematy związane z życiem Kościoła lub Polski, lub świata. Ciekawość i zainteresowanie świeże, chłonne, otwarte na jak najwięcej informacji
Mogłem go widzieć i podziwiać od 1947 r. Tu, w Poznaniu, aż do końca jego życia. Młody zakonnik, doskonale grający w siatkówkę - i wystawił i ścinał - radosny. Zapalony piłkarz, ale nie poirytowany. Nie pamiętam, bym kiedykolwiek widział go zdenerwowanego - w ogóle, w całym życiu. Kochający przechadzki, jazdę na rowerze. A wszystko to mimo choroby, która była dyskretna, dyskretnie przeżywana. Bo to przecież jego osobisty krzyż. Krzyż ten nie mógł być przedmiotem obnoszenia się z nim.
Można też mówić o duchu franciszkańskim. Bo po każdym śniadaniu zabierał kawałki chleba, by nakarmić ptaszki i rybki. Cieszył się widokiem i pięknem tych młodszych braciszków i siostrzyczek, stworzonych - jak my - przez Boga.
A współbraci znał wszystkich. Bo wszystkim szył sutanny, garnitury. Jeśli ubrań nie szył od początku, to przynajmniej je przerabiał lub dopasowywał, bo były one, w czasach bogactwa komunistycznego, podarowane nam z zagranicy. W specjalnym zeszycie miał przy tej okazji spisane rozmiary każdego z nas. I naprawdę wszystko to było elegancko dopasowane, wykończone. Praca dokładna, czysta - jak za dawnych czasów, kiedy to nawet rzemieślnik był artystą. Jeszcze krótko przed śmiercią - kilka miesięcy - nie chciał się zgodzić z tym, by sutannę dla ks. Twaroga z Kamieńca Po-dolskiego, którą mu dobrzy ludzie z Poznania sfinansowali, zakupić i posłać. To byle jaka robota - twierdził - i na podstawie dawniej spisanych „parametrów” ks. Romana uszył sutannę. Co prawda wykończył ją już brat Stanisław Lewandowski, ale większość pracy i sama inicjatywa to dzieło brata Tadeusza.
A w ogóle - ta dwójka: brat Tadeusz i brat Stanisław to przykład braterskiej zgody, współpracy, miłości, wzajemnej współodpowiedzialności. Ani razu nie usłyszałem z ich ust słowa negatywnego, które by miało źle oceniać tego drugiego. Obydwaj uczynni, nie zrzucający pracy z siebie na drugiego. Jakżeż piękna uczynność! Ileż to razy było się w sytuacji natychmiastowej: guzik, przedarcie. Niby drobiazg, ale wiadomo jak właśnie drobiazgi dezorganizują ważną pracę aktualnie wykonywaną. Jak łatwo wtedy o odruch niecierpliwości czy usprawiedliwienia się brakiem czasu. Nic z tych rzeczy w krawczarni. To był duch obydwóch braci. Ale wolno powiedzieć, że taki ton nadał brat Tadeusz. Bo brat Tadeusz przejął go od starszych braci krawców. Bo od początku tak właśnie było. Bo krawczarnia istniała w Poznaniu (w Potulicach też!) od zawsze. I zawsze taki duch gotowości w służbie istniał.
A wreszcie modlitwa. Brat Tadeusz był człowiekiem modlitwy. Miał szczególny czas na nią, osobistą, wieczorem, około godz.20.00. Nie wiem, czemu upodobał sobie miejsce na tę akurat modlitwę wieczorną w kaplicy przy oknie, przy miejscu hebdomadariusza. Może dlatego, że chciał swej modlitwie dać jakieś nagłośnienie - żeby zatoczyła ona jak najszersze koło ogarnęła jak najwięcej ludzi i ich problemów? Pan Bóg był obecny w jego życiu. Modlitwa była tego wyrazem i świadectwem.
Powyższa charakterystyka i wspomnienia zdają się być ogólnikowe. Jakby zwykłe życie zwykłego brata zakonnego. Ale ta rzekoma zwykłość jest niezwykła, bo w tylu szczegółach urokliwa. Nie powodująca ciężarów czy przykrości. Stąd swoiście odczuwana wyrwa, jaka zaistniała po odejściu brata Tadeusza. Będzie długo nam brakować jego charakterystycznego śpiewu w kaplicy, jego modlitwy, obecności. Pewnie szczególnie bratu Stanisławowi -i to bardzo długo - będzie go brakować. Również bratu Kumorowi. Bo kogo będzie tak ofiarnie i troskliwie obsługiwał i czuwał przy nim - jak to czynił w ostatnich tygodniach drogi brata Tadeusza?
Dołączył do grona chrystusowców żyjących w wieczności. Do Ojców - Założyciela i Współzałożyciela. Tak go kochał Ojciec Ignacy, ks. Berlik... Tak pięknie Tadeusz grał w siatkówkę z ks. Bryją. Dołączył do Towarzystwa Chrystusowego, do „prowincji”, która jest w niebie...
ks. Edward Szymanek TChr