Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. brat Jan Szczepaniak



Urodził się 15.06.1908 roku w Bibiankach, pow. Ostrów Wlkp. Rodzice Kasper i Weronika z d. Matuszak posiadali niewielkie gospodarstwo rolne, które mógł w przyszłości objąć tylko jeden syn. Reszta dzieci musiała więc uczyć się jakiegoś zawodu. Jan, od dziecka czujący powołanie do stanu duchownego wybrał stolarstwo. Ponieważ nie miał możliwości studiowania, nie mógł marzyć o kapłaństwie. A był zdolny i szybko uczył się. Oprócz stolarki zainteresował się ślusarką, elektrycznością, dużo czytał. Z „Przewodnika Katolickiego” dowiedział się o powstaniu nowego zgromadzenia zakonnego Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców.
Pojechał do Potulic 01.10.1935 roku. Kanoniczny nowicjat rozpoczął 28.09.1936 roku. W Potulicach 29.09.1937 r. złożył pierwszą profesję, drugą 29.09.1938 r., natomiast trzecią 16.09.1945 r. w Poznaniu. Śluby wieczyste 29.09.1946 r. także w Poznaniu.
W Potulicach br. Jan początkowo zajmował się pracami związanymi z wyuczonym zawodem. Jednak trudna sytuacja materialna, w jakiej znajdowało się nowe zgromadzenie, sprawiła, że O. Posadzy skierował go do grupy braci wysłanników. Z natury nieśmiały br. Jan potrafił jednak skutecznie zachwalać i sprzedawać książki i dewocjonalia, a tym samym zarabiać na potrzeby domu potulickiego. W lipcu 1939 r. znajdował się w Wilnie z kolejną partią towaru, kiedy otrzymał telegram z Potulic, nakazujący powrót.
Wybuch wojny rozproszył członków Towarzystwa. Br. Jan z nieliczną grupą braci pozostał na miejscu w Potulicach, aby w miarę możności ratować, co się da. Zdołał schować obraz z ołtarza: Świętą Rodzinę – pędzla Męciny-Krzesza oraz monstrancję, dar hrabiny Potulickiej. Pewnego dnia Niemcy aresztowali braci i nakazali kopać duży rów; wszyscy mieli być rozstrzelani i w tym rowie pogrzebani. Do egzekucji jednak nie doszło – to była tylko forma zastraszenia. Potulice zamieniono na obóz pracy. Br. Jan nadal pracował w elektrowni; jego znajomość j. niemieckiego pozwalała na stosunkowo swobodne poruszanie się po całym terenie i na czuwanie nad wszystkimi urządzeniami. Nie na wiele się to przydało Towarzystwu Chrystusowemu, ponieważ po wojnie Potulice przejęło państwo polskie i na miejscu urządziło więzienie.
Br. Jan pojechał do Poznania, gdzie jego pracowite ręce i pełna pomysłów głowa znalazła dużo zajęcia. Aż do 24.08.1949 r. br. Jan naprawiał, urządzał Dom Główny. Następnie został skierowany do Ziębic, aby tam wyremontować dom dla Niższego Seminarium. W 1952 r. władze państwowe odebrały Towarzystwu ów dom i br. Jan 20.01.1953 r. powrócił do Poznania, gdzie został gospodarzem.
Pracował dużo i ciężko. Zwłaszcza zimy były trudne, kiedy trzeba było palić w kotłowni, aby ogrzać tak wielki budynek, jakim był Dom Główny. Potem doszły jeszcze po śmierci br. Utykańskiego obowiązki w pralni.
W 1952 r. bp Andrzej Wronka z Wrocławia poprosił O. Posadzego o przysłanie brata jako kapelana. Wybór padł na br. Szczepaniaka. Jednak br. Jan długo nie wytrzymał i poprosił o zwolnienie, bo brakowało mu pracy, do jakiej był przyzwyczajony. O. Ignacy Posadzy uwzględnił prośbę i odtąd br. Jan był aż do śmierci w Poznaniu.
Późniejszy Przełożony Generalny ks. Wojciech Kania, który znał dobrze br. Jana, jego skromność ale też zainteresowania, namówił go do wyjazdu do USA. Po drodze br. Szczepaniak był jeszcze we Włoszech i Niemczech. Po powrocie br. Jan stwierdził, że „u nas jest biedniej i skromniej, ale nie ma tej gonitwy za pieniądzem, która zabija największe wartości w człowieku”.
Z czasem nikły siły br. Jana, przyszła choroba, na którą nie było ratunku – zwężenie jelit. Po trzech latach leżenia w łóżku i cierpliwie znoszonych cierpieniach zmarł 1 stycznia 1991 roku. Został pochowany w Poznaniu na Miłostowie. Pogrzeb był skromny, tak jak skromny był br. Jan Szczepaniak. Skromny, cichy i dobry, o czym świadczyli wszyscy, którzy go znali.