W jubileuszowym 2000 roku, 3 maja obchodził w Mórkowie 60-lecie kapłaństwa - brylantowy jubileusz, a wśród wielu słów, które wtedy padały przewijało się często życzenie: Sto lat, Drogi i Kochany Jubilacie. Niestety, Pan Życia i Śmierci, 1 października odwołał Go do wieczności.
Ks. Piotr Biolik urodził się 28 czerwca 1912 roku w Tychach - Mąkołowcu. Syn Klemensa i Rozalii z Gondzików. Ochrzczony został zaraz następnego dnia w miejscowym kościele parafialnym p.w. w. Marii Magdaleny. Tam tez przyjął 15 czerwca 1924 roku sakrament bierzmowania z rąk ówczesnego Administratora Apostolskiego Górnego Śląska, ks. Augusta Hlonda. Po ukończeniu szkoły podstawowej, kontynuował naukę w Państwowym Gimnazjum im. Bolesława Chrobrego w Pszczynie, gdzie 23 maja 1932 roku zdał egzamin maturalny. 5 lipca 1933 roku wstąpił do Towarzystwa Chrystusowego w Potulicach, gdzie 28 września rozpoczął kanoniczny nowicjat, zakończony 29 września1934 roku pierwszą profesją zakonną. Po profesji ukończył dwuletnie studia filozoficzne w Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie, a następnie w 1936 roku, został skierowany przez Przełożonego Naczelnego, ks. Ignacego Posadzego na studia teologiczne na Uniwersytet Gregoriański w Rzymie. Studiów tych nie dokończył, gdyż wybuch drugiej wojny światowej zastał go na wakacjach w Polsce. Wszystkie niższe święcenia otrzymał w Potulicach z rąk Założyciela, kard. A. Hlonda. Tam też złożył 29 września 1937 roku profesję dozgonną. Po wybuchu wojny i rozproszeniu się członków zgromadzenia, przebywał na Śląsku w rodzinnych Tychach, starając się zarazem dokończyć studia teologiczne. Wraz z kolegą kursowym E. Wowrą, złożyli egzaminy z brakujących traktatów teologicznych w katowickiej kurii biskupiej. Pracownik kurii biskupiej, też pochodzący z Tychów, ks. Paweł Latusek, poprzez nuncjaturę w Berlinie uzyskał z Rzymu od kard. A. Hlonda potrzebne do święceń kapłańskich litterae dimisoriae. Po ośmiodniowych rekolekcjach, odprawionych w klasztorze franciszkańskim w Panewnikach, wyższych święceń kapłańskich udzielił bp Juliusz Bieniek: 1 maja 1940 roku subdiakonat, następnego dnia diakonat i trzeciego maja prezbiterat. Święcenia odbyły się w kaplicy kurialnej w Katowicach. Prymicje odbyły się w rodzinnych Tychach, a kazanie prymicyjne pt. "Apostoł i ofiara" miał wygłosić, przyjaciel prymicjanta, tyszanin ks. Stanisław Krzysztolik. Kazanie zostało ono przekazane na piśmie , ale nie wygłoszone, gdyż ks. Krzysztolik 2 maja został aresztowany przez Niemców i osadzony w Dachau, gdzie zginął rok później.
Po święceniach ks. Biolik pracował jako wikariusz w Tychach, dojeżdżając też z posługą duszpasterską do innych miejscowości. 28 marca 1942 roku, został jak wielu innych Ślązaków, powołany do niemieckiej służby wojskowej. Pełnił obowiązki sanitariusza, gdyż kapelanami mogli być tylko Niemcy. 28 sierpnia 1944 roku dostał się do niewoli rosyjskiej i przez rok przebywał w obozie jenieckim. Po zwolnieniu powrócił do Poznania i do lutego 1946 roku pełnił obowiązki kapelana przy obozie w Potulicach. Następnie został skierowany na studia teologiczne do Krakowa, zakończone stopniem magisterskim w maju 1946 roku. Potem przez dwa miesiące pracował w Stargardzie Szczecińskim, a następnie do kwietnia 1947 roku, pełnił obowiązki wikariusza w Toszku k. Gliwic, przygotowując zarazem pracę doktorską. Od kwietnia do końca września 1947 roku pełnił obowiązki magistra nowicjatu braci w Morasku. 30 września tegoż roku otrzymał nominacje na redaktora miesięcznika "Msza Święta" i był nim do marca 1950 roku. Od kwietnia tegoż roku do końca września ponownie pełnił obowiązki magistra nowicjatu braci w Morasku. 1 października 1950 roku otrzymał nominację na wykładowcę teologii moralnej w powstałym Wyższym Seminarium Duchownym Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu. Następnie, mimo licznych obowiązków, przez dziesięciolecia był profesorem teologii moralnej, wychowując liczne pokolenia chrystusowców. 30 września 1954 roku obronił na Uniwersytecie Jagiellońskim pracę doktorską pt. "Życie obyczajowo-religijne katolików dekanatu toszeckiego". Od 1957 roku, przez przeszło dziesięć lat pełnił obowiązki prefekta studiów w Wyższym Seminarium Duchownym w Poznaniu. W 1957 roku został członkiem Rady Generalnej zarządu Towarzystwa Chrystusowego. W 1963 roku powierzono mu cenzurę publikacji chrystusowców. 24 maja 1967 roku został mianowany sekretarzem generalnym Towarzystwa Chrystusowego, a w lipcu następnego roku został wybrany na ten urząd przez Kapitułę Generalną. Urząd sekretarza Towarzystwa sprawował nieprzerwanie do 1983 roku. Był też równocześnie niezrównanym tłumaczem na język łaciński pism, dekretów, sprawozdań i ustaw gromadzenia wysyłanych do Stolicy Apostolskiej. Będąc sekretarzem niestrudzenie gromadził akta zgromadzenia będące podstawą Archiwum Towarzystwa. Mimo tak licznych obowiązków przez dziesiątki lat był spowiednikiem sióstr elżbietanek. Nigdy też nie odmawiał pomocy potrzebującym, czym wzbudzał głęboki szacunek u wszystkich, którzy się z nim zetknęli. Pełen taktu i dyskrecji, bardzo poważnie i głęboko traktował swoje kapłaństwo, pamiętał też o rocznicach i imieninach współbraci.
Po zakończeniu działalności sekretarza i profesora w seminarium został 1 sierpnia 1983 roku przeniesiony do domu nowicjackiego w Kiekrzu i od 1984 roku w Mórkowie. Pełnił tam obowiązki spowiednika nowicjuszy i sióstr zakonnych oraz prowadził wykłady zwłaszcza z zakresu historii zgromadzenia, był przecież jej świadkiem i uczestnikiem. 3 maja 2000 roku z udziałem wielu współbraci, gości i krewnych odprawił jubileusz 60-lecia kapłaństwa. Mimo upływających lat i niedomagań zdrowotnych do końca niestrudzenie służył pomocą w domu nowicjackim.
Tak, jak cicho i spokojnie żył, tak też i umarł 1 października 2000 roku w szpitalu w Lesznie. Uroczystości pogrzebowe rozpoczęły się w wtorek, 3 października w Mórkowie. Została odprawiona pogrzebowa msza święta, której przewodniczył wikariusz generalny, ks. Antoni Klein, a homilię wygłosił ks. Edward Strycharz. Po mszy świętej ciało zostało przewiezione do Poznania. Główne uroczystości pogrzebowe z udziałem licznych współbraci z kraju i zagranicy, sióstr zakonnych, krewnych i gości odbyły się w Poznaniu 9 października. Mszy świętej przewodniczył bp Grzegorz Balcerek, a homilię wygłosił ks. Edward Szymanek. Na cmentarzu miłostowskim kondukt pogrzebowy prowadził wikariusz generalny ks. A. Klein, a nad grobem, współbrata pożegnał ks. Czesław Kamiński. Ks. Piotr Biolik spoczął w kwaterze chrystusowców na cmentarzu miłostowskim. Biskup łomżyński Stanisław Stefanek TChr w liście kondolencyjnym napisał: "... w sercu noszę wielką wdzięczność za wielkie umiłowanie Kościoła, za osobisty przykład życia zakonnego, za roztropność profesora teologii moralnej, za niezwykle ofiarną, wieloletnią pracę sekretarza generalnego, za gorącą przyjaźń współbrata...".
Ks. Bernard Kołodziej TChr
San Jose, 7 października 2000 r.
Drogi Księże Wikariuszu,
Drodzy Współbracia i Rodzino ks. Piotra zebrana na liturgii pogrzebowej.
Wiadomość o śmierci naszego Współbrata, bardzo drogiego ks. prof Piotra Biolika, zarówno ja, jak i Współbracia w Prowincji Północno-Amerykańskiej przyjęliśmy ze smutkiem. Przecież tak wielu z nas czas formacji seminaryjnej przeszło pod czujnym okiem ks. Piotra, i jego odejście jest dla nas stratą.
W tym czasie pożegnania ks. Piotra chcemy uświadomić sobie ogrom jego zaangażowania w życie Towarzystwa, zarówno w czasie kiedy był wykładowcą jak i Sekretarzem Generalnym, również i później, już jakby z oddali, jako Senior, wciąż posługując najmłodszym chrystusowcom w nowicjacie. Ks. Piotr nie tylko żył sprawami naszej Wspólnoty, on przecież kochał Towarzystwo, ofiarując za nie swoją modlitwę, chorobę, ból i cierpienie.
Nie mam żadnej wątpliwości, iż nasz Ks. Profesor w tym czasie jubileuszowego dziękczynienia za dar kapłaństwa, usłyszał od Zbawiciela, w momencie swojej paschy owo zaproszenie: „Sługo dobry i wierny wejdź do radości swego Pana". Dla ks. Piotra jest to największy jubileuszowy prezent.
W modlitwie dziękczynnej sprawowanej Eucharystii, uwielbiajmy Boga za dar życia ks. Piotra i jego odpowiedź na dar Bożego powołania, które rozkwitło miłością ku Zbawicielowi i osiągnęło pełnię w doskonałej realizacji tego oddania się wypowiadanego poprzez autentyczność życia złożonymi ślubami. Prośmy też Boga, aby wzór życia ks. Profesora był dla nas wszystkich, inspiracją w kroczeniu drogą wierności i oddania się Panu, jak też aktywnym, pełnym miłości, zaangażowaniem się w życie Towarzystwa.
Wszystkich zebranych w kaplicy Domu Głównego bardzo serdecznie pozdrawiam, a w modlitwie i Eucharystycznej Ofierze proszę Pana o pełną radość życia i przebywania z Nim na wieki dla naszego umiłowanego Współbrata, ks. prof. Piotra Biolika.
Ks. Tadeusz Winnicki TChr
przełożony generalny
O Księdzu Profesorze
Taki serdeczny jego tytuł - tak śp. księdza Biolika najczęściej nazywaliśmy. Tak go - częściej może ojcem! - siostry zakonne nazywały. Profesorem, nazywany był w domu nowicjackim w Mórkowie. A w tym kryła się cała uczoność, pogoda ducha, wyrozumiałość, subtelność, dobroć.
Pragnę na gorąco, zaraz nazajutrz po jego odejściu, patrząc, tu w Wilnie, na płynącą w pobliżu Wilię, na las-park za nią się rozciągający, spisać przygarść wrażeń i wspomnień o zmarłym Profesorze.
Mimo że liczył już sobie 88 lat życia i 60 lat kapłaństwa, to jednak wczoraj, w piękną słoneczną i złotą niedzielę jesieni, gdy wróciłem z Kiernowa (Kiernów najstarsza stolica Litwy, jeszcze zanim nią były Troki i Wilno, oddalony od Wilna ok. 40 km) i powiedziano mi, że telefon z Poznania doniósł o śmierci ks. Piotra Biolika, nie mogłem tego faktu przyjąć spokojnie i dziś postać ś. p. ks. Piotra chodzi za mną i podczas modlitwy, i podczas innych zajęć. Wydawało się pewnie, że jego obecność będzie nam towarzyszyć zawsze i to w postaci widzialnej, choćby ta postać była krucha i nieco utyskująca na swój stan zdrowia. A jednak odszedł, żeby przeżywać radość wieczną - on, który był tak pogodny i pełen wiary.
Zacznę od wykładów. Sformułowania określeń, definicje - jasne, tchnące ścisłością i precyzją św. Tomasza. Przy tym jakieś ilustracje z życia, niejednokrotnie humorystyczne. I to się pamiętało. Bo ówczesna teologia moralna - nie można, broń Boże, uwłaczać dzisiejszej, bo oparta jest na źródle biblijnym - była precyzyjna. Wiadomo było, co jest grzechem lub cnotą, grzechem wielkim czy małym, cnotą prawdziwą lub jej pozorem. Na tej podstawie sąd spowiednika nad penitentem też musiał być jasny i zdecydowany. Pewnie, było i tak, że po bardzo dobrym ćwiczeniu, zwanym praxis confessionis w okresie diakonatu, gdy przyszło spowiadać już sakramentalnie, po kapłańsku, to jeśli z wyznania grzechów nie wynikał jakiś casus, który by kazał udawać się po jurysdykcję do biskupa lub nawet do Stolicy Apostolskiej, przychodziło odczucie ulgi i spokojnego sprawowania sakramentu pokuty, dziś sakramentu pojednania. Ta precyzja, o której mówimy, harmonizowała z osobowością Profesora. Uporządkowany bardzo i na zewnątrz - na biurku, w szufladach - i z pewnością wewnątrz. Mawiał, że nauczył się tego w szkole, kiedy to nauczyciel, Niemiec, kazał siedzieć prosto, dłonie trzymać na pulpicie i dokładnie odpowiadać. Dodajmy jednak, że mimo tych jurydyzmów, w ks. Piotrze nie było bezdusznego rygoryzmu. Był to człowiek serdeczny, chcący uspokoić, pocieszyć, człowiek z sercem z ciała. Tak było i na egzaminach. Choć wiadomo było, że egzamin będzie na pewno zdany, to jednak nie uchodziło, by nie być przygotowanym do tej rozmowy. Nie wolno było Profesora ani lekceważyć, ani nadużywać jego dobroci.
A jako sekretarz generalny. Z niejaką dumą wspominał, jak to zaraz po przybyciu do Potulic Ojciec Współzałożyciel, gdy zorientował się, że młody kandydat umie pisać na maszynie, natychmiast przeznaczył go do pracy w swoim sekretariacie. Aż dziwne to było, mówił ks. Piotr, że takiego jak on wtajemniczał w przeróżną korespondencję. Umiejętność pisania na maszynie - na tamte czasy nie częsta umiejętność! - piękne pismo ręczne, wręcz kaligraficzne, łatwość formułowania tekstów, znajomość w końcu przepisów prawa kanonicznego wszystko to czyniło ks. Piotra jakby stworzonym do funkcji sekretarza generalnego. Spełniał więc ją przez szereg lat - i w czasie przełożeństwa Ojca, i generalstwa ks. Berlika, i ks. Kani, i ks. Cz. Kamińskiego. Zawsze i wszędzie dokładność, porządek, a nade wszystko dyskrecja i umiejętność solidarnej współpracy z przełożonym generalnym. Umiał współczuć, umiał doradzić, a nawet podnieść na duchu. Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o wspólnym przeżywaniu hiobowej wręcz wieści, gdy ks. Piotrowi i mnie ks. Florian Berlik, pierwszy przełożony generalny po Ojcu, po roku przełożeńskiej posługi, oświadczył o swej rezygnacji i zobowiązał do dość długiego - pewnie blisko dwutygodniowego - czasu zachowania tajemnicy o tym fakcie. Jak trudno jest żyć z podobną tajemnicą... Jak dobrze, że mogliśmy każdego dnia omawiać jej skutki i programować dalszy sposób działania. Jak dobrze, że był wówczas taki sekretarz generalny, który znał procedury formalne, a jednocześnie był tak ojcowski, bo podtrzymujący na duchu i umiejący ukazać nadprzyrodzone perspektywy. Na najbliższym więc zebraniu rady generalnej można było ze spokojem zakomunikować o wszystkim, co się stało i mieć gotowy plan działania dotyczący zwołania kapituły generalnej. Trzeba jeszcze dopowiedzieć o pisaniu protokołów z posiedzeń rady generalnej. Przecież były one doskonałym odzwierciedleniem treści wypowiedzi poszczególnych radnych, jasnym formułowaniem wniosków lub postanowień. Była to doskonała szkoła protokołowania dla wszystkich uczestników. To zresztą widać było na kapitułach generalnych, podczas których też, z wyboru ojców kapitulnych, był sekretarzem tychże kapituł.
Znajomość łaciny. Trzeba powiedzieć, że odszedł najlepszy znawca języka łacińskiego w Towarzystwie. I nie tylko w Towarzystwie. I nie tylko w czasach obecnych, gdy to trzeba zawołać za Piusem XII: „Proh dolor! Lingua latina, lingua angelorum, gloria sacerdotum, nunc pauciores habet cultores!” - ale i w poprzednich, gdy był to język liturgii i dokumentów kościelnych oraz korespondencji ze Stolicą Apostolską. Była to łacina - aż tak się chce powiedzieć - cyceroniańska, bo nie tylko poprawna gramatycznie, lecz też piękna pod względem stylistycznym i literackim. Niech i to pozostanie w pamięci nie sięgam do dawniejszych czasów - że nasze Ustawy i Dyrektorium, nie tak dawno zatwierdzone przez Stolicę Apostolską, były dziełem przekładowym ks. Biolika. Podobnie było z Ustawami i Dyrektorium Sióstr Misjonarek. No tak, nauka w gimnazjum w Pszczynie Śląskiej, tak głęboko klasyczna i bogata w grekę i łacinę, nie poszła na marne. Wydała tak piękny i różnorodny owoc w działalności jej wychowanka.
A wreszcie kapłaństwo Księdza Profesora. Był przede wszystkim kapłanem. Stąd w latach młodości kapłańskiej nie tylko z konieczności - tuż po wojnie - angażował się w pracę duszpasterską. Widać było, jak ponosił go duch radości i entuzjazmu podczas posługi kapłańskiej. Jego Msze święte - najczęściej śpiewane - jego kazania czy konferencje. Parafie były terenem jego pracy, choć nigdy proboszczem nie był, a także klasztory przede wszystkim żeńskie. Słowo o tych ostatnich. Istnieje wielkie, obiektywnie rozumiane, zapotrzebowanie duszpasterstwa wobec osób konsekrowanych. Zwłaszcza żeńskich, ponieważ są one zdane na kapłanów, którzy przychodzą do nich z zewnątrz. Zakony męskie są w nieporównanie lepszej sytuacji, bo mają swoich kierowników duchowych, a ci z zewnątrz są tylko pomocniczy. Kobiety Bogu poświęcone cenią sobie tych, którzy są gotowi im służyć swoim kapłaństwem. Ale też są wymagające - nie tyle wiedzy, choć też bardzo ją doceniają, ile cierpliwości w słuchaniu, gotowości na poradzenie, wyprostowanie pojęć czy utemperowanie reakcji. A to wszystko najczęściej dzieje się w konfesjonale. Stąd spowiednik jest cenną zdobyczą dla klasztoru. Taką zdobyczą był ks. Piotr dla wielu klasztorów, a zwłaszcza sióstr elżbietanek. I tu małe wspomnienie. Gdy ks. Berlik, przełożony generalny, oświadczył ks. Piotrowi, że musi, niestety, wyłączyć się z pracy spowiedniczej sióstr, wówczas on i z prostotą, ale i z pewną stanowczością prosił, by mógł zachować ten jeden klasztor sióstr elżbietanek, dom prowincjalny i nowicjuszek przy ul. Łąkowej w Poznaniu, by więc mógł jeden dzień w tygodniu (wtedy spowiedź była cotygodniowa) poświęcić takiemu duszpasterstwu. Nie chciał bowiem pogrążyć się w papierach i biurokracji. Naturalnie, ksiądz generał Berlik - przy żartobliwym poparciu innych radnych - zgodził się na ten wyjątek. Tak, to była generacja księży, których cieszyła możliwość spowiadania. Tu, w tej posłudze widzieli najpełniej wyrażający się charyzmat ich osobistego powołania i charakteru kapłańskiego. Stąd też Ksiądz Profesor ostatnie dziesiątki lat życia zapragnął przeżywać w domu nowicjackim, by najmłodszym chrystusowcom służyć wiedzą, a przede wszystkim kapłaństwem.
Odszedł ks. Piotr Biolik. Odeszła z nim wielka znajomość historii Towarzystwa, przeżywanej osobiście, znanej z widzenia i słyszenia. Odszedł chrystusowiec, który bardzo kochał Rodzinę zakonną, który kochał i darzył pełnią szacunku przełożonych i innych współbraci. Który darzył szacunkiem każdego człowieka. Bo dostrzegał jego godność. Bo umiał się wczuć w jego radości i bóle. Dołączył do grona Chrystusowców: Ojca Współzałożyciela, księży Berlika, Kontnego, Marszałka, Bryi i tych Innych, których z głębokim szacunkiem wspominamy. Do wielkich Braci: Komorowskiego, Utykańskiego, Firca, Wiśniewskiego, Kosiorka, Nadobnika, Gorzelańczyka, Szynakiewicza, Paradowskiego i jeszcze innych Braci. Dołączył do wielkiego Ojca Towarzystwa Chrystusowego - Sługi Bożego kardynała Augusta. Wszedł w jasność, która napełniła go wszelką Pełnią. A pamięć o zmarłym Profesorze niech w nas trwa i nadal kształtuje naszą osobowość kapłańską i zakonną.
Godzi się prawdziwie zakończyć to wspomnienie słowami Współzałożyciela, które przesłał ks. Biolikowi z okazji 40-lecia kapłaństwa (1940 r.):
„Dziękuję Ci za to, że byłeś zawsze „sacerdos modellum”, budując innych swoją autentyczną postawą kapłańską i zakonną.
Dziękuję Ci za Twoją ofiarną pracę duszpasterską, dydaktyczną i wychowawczą. Dziękuję Ci za długoletnie sumienne pełnienie obowiązków Sekretarza Generalnego w naszym Towarzystwie.
Dziękuję Ci za wieloletnie bezgraniczne oddanie się na służbę siostrom zakonnym w charakterze spowiednika.
Specjalne podziękowanie kieruję ku Tobie za wyjątkowe usługi oddane Siostrom Misjonarkom w Morasku. Dziękuję Ci za wszystko, co uczyniłeś dla nich jako spowiednik, wychowawca i wykładowca od zarania istnienia tego młodego Zgromadzenia. Dziękuję Ci również za przyjaźń oraz za wszystko, co uczyniłeś dla mnie osobiście”.
ks. Edward Szymanek TChr
Homilia wygłoszona w dniu 3 października 2000 r. w czasie sprawowania liturgii żałobnej w kościele parafialnym w Mórkowie
Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt z nas dla siebie nie umiera. Bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy, jeśli umieramy, dla Pana umieramy. Bo czy żyjemy, czy umieramy Pańscy jesteśmy.
Przewielebny Księże Wikariuszu Generalny!
Czcigodni Bracia w kapłaństwie!
Wielebne Siostry!
Umiłowani w Chrystusie Panu!
Do tego kościoła parafialnego przyszliśmy, aby pożegnać na wieczny spoczynek śp. ks. profesora Piotra Biolika, kapłana Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Przyszliśmy, alby przez złożenie Najświętszej Ofiary Mszy św. uczcić Boga - Króla wieków, dla którego wszystko żyje. Tak było również z życiem ks. Piotra. Powiem więcej! Poszedł on za Chrystusem natychmiast, jak bracia Jan i Jakub, synowie Zebedeusza, nad jeziorem Galilejskim. Poszedł natychmiast, jak to było możliwe w jego życiu, kilka lat przed II wojną światową. Z ludu wzięty, ludu robotniczego i dla ludzi został ustanowiony w sprawach odnoszących się do Boga. Godności kapłańskiej nie wziął sobie sam - bo jest to niemożliwe. Został do niej powołany przez Boga, podobnie jak Chrystus. I wytrwał w niej przez 60 lat, i wytrwał w życiu zakonnym przez 66 lat. „Niech będzie błogosławiony Bóg Ojciec i Jedyny Syn Boży oraz Duch Święty za okazane mu swoje miłosierdzie” (Introit Mszy św. na uroczystość Świętej Trójcy).
Bracia i Siostry w Chrystusie!
Należy do depozytu nauki objawionej Starego i Nowego Testamentu, że Bóg pisze księgę życia każdego człowieka. Szczególne świadectwo daje o księdze życia Apokalipsa św. Jana. Księga życia ludzkiego jest bardzo tajemnicza. Spisane są w niej zarówno życie ziemskie jak i rzeczy ostateczne każdego człowieka. Pisze autor Apokalipsy: „Ujrzałem wielki tron i na nim zasiadającego Baranka... I ujrzałem umarłych - wielkich i małych - stojących przed tronem, a otwarto księgi. I inną księgę otwarto, która jest księgą życia. I osądzono zmarłych z tego, co w księgach zapisano, według ich czynów” (Ap 20, 11-12).
Spójrzmy najpierw na wymiar ziemski księgi życia śp. ks. Piotra Biolika. Ks. Piotr, syn Klemensa i Rozalii, urodził się 28 czerwca 1912 r. w Tychach. W Pszczynie ukończył Państwowe Gimnazjum im. B. Chrobrego. Do Towarzystwa Chrystusowego wstąpił 5 lipca 1933 r. Po ukończeniu nowicjatu w Potulicach, złożył pierwszą profesję zakonną 29 września 1934 roku. Po ukończeniu studiów seminaryjnych w Gnieźnie i na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, święcenia kapłańskie, w warunkach konspiracyjnych, otrzymał 3 maja 1940 r. z rąk ks. bpa Juliusza Bieńka w Katowicach.
Po święceniach kapłańskich, wiatach 1940-1942, był wikariuszem w Tychach. 28 marca 1942 r. siłą zabrany do służby wojskowej na front. Od 1944 r. do 1945 pobyt w obozie jenieckim. W 1946 r. przełożeni zakonni skierowali go na studia w Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Po studiach pełnił różne funkcje: między innymi był magistrem nowicjatu braci, redaktorem miesięcznika „Msza Święta”, był prefektem studiów w Wyższym Seminarium Duchownym Towarzystwa w Poznaniu. Przez 16 lat był sekretarzem generalnym naszego Zgromadzenia. Od 1950 r. do 1983 był wykładowcą teologii moralnej w naszym seminarium, a od 1983 r. spowiednik naszych nowicjuszy. To tylko niektóre fakty z tej bogatej ziemskiej księgi życia ks. Piotra. Ale, choćby to życie ziemskie było długie, to jednak ta księga tak szybko się skończy. Śp. ks. Piotr przypomina nam dzisiaj na nowo, że na tej ziemi, jesteśmy tylko pielgrzymami, że nie mamy tutaj stałego miejsca. Przypomina nam, abyśmy stale odczytywali karty Księgi Życia wiecznego, tzn. Biblii. To przecież już na początku Biblii spotykamy znamienne stwierdzenie: „W pocie więc oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś wzięty, bo prochem jesteś i w proch się obrócisz”. Autor natchniony wyraźnie mówi, o znikomości naszego życia, o jego przemijalności. Prawdę tę uświadamia nam tak dobitnie psalmista, gdy mówi:
W proch każesz powracać śmiertelnym, i mówisz, Synowie ludzcy wracajcie, bo tysiąc lat w Twoich oczach, jest jak wczorajszy dzień, który minął niby straż nocna.
Jakże realistyczne jest zarazem przypomnienie biblijnego poety:
Kończymy nasze lata jak westchnienie.
Miarą naszych lat jest lat siedemdziesiąt,
a większość z nich to trud i marność,
bo szybko mijają, my zaś odlatujemy.
To tylko ktoś, kto przeżył już swoje życie, kto zbliżył się do końca ziemskiej wędrówki, w całej świadomości może powiedzieć: Kończymy nasze lata jak westchnienie. Tak szybko przeszedł czas, tak szybko nadchodzi śmierć.
Życie człowieka, tak samo życie kapłana, byłoby tragiczne, gdyby jego końcem był zimny grób. Odkąd jednak grób Chrystusa pozostał pusty, odkąd po raz pierwszy w dziejach świata nad skałą mieszczącą ciało Syna Bożego miast: „porzućcie wszelką nadzieją” widnieje napis: „ZMARTWYCHWSTAŁ - nie masz Go tu” - śmierć zyskała, inne, nowe, kojące oblicze. „Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie”. Chrystusowe Zmartwychwstanie odbiera śmierci jej oścień; życiu ludzkiemu przywraca niekończące się perspektywy radowania się, miłowania osób Trójcy Świętej.
Odtąd śmierć to jedynie przewidziany wstęp do Boga, przedsionek wiodący do innej rzeczywistości, to wejście w ramiona kochającego Ojca. Modlitwa Eucharystyczna nazwie śmierć powołaniem, wezwaniem przez Boga: „pomnij na sługę, którego dziś do siebie wezwałeś”. Śmierć chrześci-janina, śmierć zakonnika, kapłana, to nie akcja jakiegoś przypadku, nie na-stępstwo konieczności, ale powołanie. Przecież Pańscy jesteśmy. „Czy żyje-my, czy umieramy - powie św. Paweł - zawsze należymy do Pana”. Wreszcie śmierć chrześcijanina to nowa Pascha - przejście. Tak jak Chrystus mówi o przyjściu godziny Jego przejścia z tego świata do Ojca, tak samo śmierć chrześcijanina jest paschą na wzór Jezusa, przejściem do Ojca, który otrze wszelką łzę. Wtedy Bóg otrze łzę z każdego oblicza, upodobni do siebie, nasyci chwałą, pozwoli oglądać siebie takim jakim jest. Wierzymy, że Jezus jest zmartwychwstaniem i życiem, że przez Niego i w Nim zmar-twychwstaniemy wszyscy do nowego życia, i że to nowe życie jest celem całej ludzkiej historii, która tam znajdzie swoje wypełnienie i dopełnienie.
Dzięki bowiem śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa człowiek posiada w sobie nasienie chwały - „ducha Tego, który z martwych wzbudził Jezusa”. W ten sposób śmierć nie jest już dla człowieka przekleństwem, nawet nie przykrą koniecznością, ale czystym zyskiem: „Żyję bowiem ja, ale już nie ja, żyje we mnie Chrystus”.. „Stąd radował się będę w krzyżu Jezusa Chrystusa..., bo życiem jest mi Chrystus, a śmierć dla mnie zyskiem”.
Na kartach Listów św. Pawła spotykamy pocieszające słowa: „Nikt bo-wiem z nas dla siebie nie żyje i nikt dla siebie nie umiera. Bo jeśli żyjemy, dla Pana żyjemy, jeśli umieramy, dla Pana umieramy. Bo czy żyjemy, czy umieramy Pańscy jesteśmy”. Te słowa Pawiowe w całej pełni odnieść możemy do śp. ks. Piotra. Całe bowiem jego życie, to było życie dla Pana, po-święcone Panu, i umierając, umierał w Panu. Gromadząc się na tej żałobnej liturgii pragniemy Bogu dziękować, za jego długie życie, za jego powołanie zakonne i kapłańskie.
Ta trumna, którą otaczamy, jest niezwykłą i bogatą w treść katechezą, która ukazuje, że najważniejszy zawsze jest Bóg i Jego królestwo, i że tam winien pielgrzymować człowiek. Ta trumna jest szczególnie dla nas chrystusowców wymowną katechezą, bo uczy nas jak mamy żyć, jak mamy miłować Zgromadzenie, jak mamy realizować rady ewangeliczne. To właśnie dzisiaj ks. Piotr mówi nam jakimi mamy być chrystusowcami, jakimi mamy być zakonnikami. W obliczu tej trumny realistycznie brzmią słowa mędrca Koheleta: „marność nad marnościami, wszystko marność”. Liczy się tylko dobro pozostawione po sobie i pamięć godnie przeżytego życia u potomnych. Wierzymy i ufamy, że w życiu zmarłego naszego Współbrata Bóg dostrzeże to dobro, które czynił. Dobro, które było owocem umiłowania Boga i Ewangelii. Dlatego Kościół w modlitwie, przy ostatnim pożegnaniu modli się przez usta kapłana słowami: „wiemy, że dobre czyny idą za nim przed tron Boży”. Słowa te nie pozbawiają nas świadomości skutków grzechu pierworodnego. Stąd nasza modlitwa o Boże miłosierdzie dla naszego Współbrata w życiu zakonnym i kapłańskim, i nasza obecność na Eucharystii, sprawowanej w intencji ubłagania tego Bożego miłosierdzia.
Słowo Boże, którego słuchamy w pogrzebowej liturgii zwiastuje nam dwojakie orędzie. Jest ono najpierw pociechą i pokrzepieniem. W przepięknej Księdze Lamentacji czytamy słowa: „Nie wyczerpała się litość Pana, miłość nie zgasła. Odnawia się ona co rano: ogromna Twa wierność. Działem mym Pan - mówi moja dusza, dlatego czekam na Niego”. W przedostatnim słowie niniejszej homilii pragnę przytoczyć jeszcze te słowa Pisma św. z listu do Rzymian: „Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisane jest bowiem: Na moje życie - mówi Pan - przede Mną klęknie wszelkie kolano, a każdy język wielbić będzie Boga. Tak więc każdy z nas o sobie samym zda sprawę Bogu” (Rz 14,10-12). To jest wymiar eschatologiczny Księgi życia, którą w pełni miłosiernie mocen jest odczytać tylko Ten, który jest większy niż nasze serce i zna wszystko”. On też daje nam nadzieję słowami: „Ojcze, chcę, aby także ci, których mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata” 0 17,24).
I na koniec: Kochany Księże Profesorze, Księże Piotrze, dziękujemy Ci za to, że uczyłeś nas prawd Bożych, uczyłeś nas jako profesor, ale przede wszystkim dziękujemy Ci, że dawałeś nam przykład świętego życia, przykład życia kapłańskiego i zakonnego. Dziękujemy Ci za Twoje dobre serce, Twój uśmiech i życzliwość.
Osobiście dziękuję Ci za to, że gdy po Tobie obejmowałem pracę w sekretariacie dodawałeś mi otuchy. Jeszcze dziś pamiętam te słowa, gdy mówiłeś: ” Przyjmij tę posługę, nie obawiaj się. Ja ci w tym pomogę”. I rzeczywiście tak było. Księże Profesorze, za wszelkie dobro, Twoje życzliwe serce, Twoją przyjaźń:
Anielski orszak niech Twą duszę przyjmie,
uniesie z ziemi ku wyżynom nieba,
a pieśń zbawionych niech ją zaprowadzi
aż przed oblicze Boga Najwyższego”. Amen.
Ks. Edward Strycharz TChr