Stowarzyszenie Associação POLONO BRASILEIRA zostało powołane, by zachować i utrzymać polską kulturę. Większość mieszkańców Santany ma polskie korzenie, stąd pomysł powołania organizacji, która będzie dbała o historię i dziedzictwo potomków Polaków w Brazylii, chociażby poprzez rozwój w regionie polskiej kultury i sztuki, naukę polskich tańców ludowych, naukę języka polskiego, kultywowanie polskich tradycji kulinarnych, wspieranie i rozpowszechnianie polskiej literatury, czasopism i wydawnictw, działalność muzealną, konserwacje zabytków.

Prezes stowarzyszenia Denise Joly Barczak zaproponowała, by organizacji patronował nasz współbrat ks. Daniel Niemiec SChr (zm. 2006 r. ). Jest on bardzo zasłużonym dla tej miejscowości kapłanem, bowiem z jego inicjatywy zostało zaprojektowane i zbudowane muzeum etnograficzne, muzeum polonijne, amfiteatr. Dzięki niemu Santana z małej zapomnianej miejscowości, stała się ośrodkiem prężnym, ośrodkiem miejskim z elektrycznością, drogami, szkołami, ośrodkami pomocy społecznej. Oprócz szeroko zakrojonej działalności społecznej na pierwsze miejsce wysuwała się oczywiście działalność duszpasterska. Służył wszystkim; nie tylko potomkom Polaków, ale również potrafił zjednać sobie Brazylijczyków, Niemców, Portugalczyków dla których stawał się bratem, ojcem duchownym. Zbudował główny kościół ale też wiele lokalnych kaplic, by wierni nie pozostawali bez ośrodków duszpasterskich i katechetycznych.

****

Do parafii Santana oprócz kościoła głównego należy 37 kościołów filialnych. Odległość do najdalszego wynosi 52 kilometry leśną drogą. Parafia liczy ponad 6000 wiernych; w tym ponad 5000 osób jest polskiego pochodzenia. Od 1964 w parafii Santana duszpasterzowali księża chrystusowcy. W 2013 roku ze względu na braki personalne parafia została przekazana pod opiekę księży diecezjalnych. Obecny proboszcz parafii Brazylijczyk polskiego pochodzenia ks. Antonio Kolodziejczyk z dużym zaangażowaniem kontynuuje pracę prowadzoną przez chrystusowców.

Tak początki osadnictwa w Santanie opisywał w pamiętnikach Tadeusz Hryncz:

"Po kilku tygodniowych postojach w barakach na Wyspie Kwiatów, w Paranaguá, Kurytybie i Ponta Grossa, ruszyliśmy do Malletu, skąd budziastymi wozami - furgonami mają nas przewieść na nowo powstałą kolonie.... 
Góry Nadziei jak niegdyś napawały nadzieją awanturniczych bandeirantes, którzy się tu zapędzali w pogoni za złotem i esmeraldas (drogie kamienie), w pogoni za niewolnikami, tak dziś łudzą tę utrudzoną długą podróżą gromadę ludu z lubelskiego i siedleckiego, która niesie w ofierze prace, za która chce i żąda życia ludzi wolnych, życia wolnego od prześladowań, gdzie i chłop może być panem... Gromada ludu "z ziemi łez i krwi " patrzy wmodlona w te tajemnicze i majestatyczne góry, za którymi gdzieś mają osiąść, by założyć nowe życie. Od kilku miesięcy gromadnie tu przybywają i jak gromadnie przybywają do maletańskich baraków tak gromadnie wyjeżdżają w stronę Gór Nadziei po załadowaniu się na budziaste wozy - furgony, które sznurem ruszyły jak do ślubu, przy dźwiękach dzwonków - janczarów.

Później, kiedy dowiedziałem się z "Dziejów Ojczystych", że naszych patriotów po rozbiorach wywożono na Sybir w kibitkach, którym towarzyszył jęk dzwonków, mimo woli porównałem to dobrowolne i samowolne zesłanie z tamtym.... Jak z Sybiru mało kto wracał tak i z tych gromad emigranckich jadących ochotnie ku Górom Nadziei mało kto ocalał.

Co najtęższe chłopy kładli się jak snopy i tak licznie, że świeżo zbudowany tartak nie mógł nadążyć rżnąć desek na trumny, a zdrowszym chłopom puchły ramiona od wynoszenia współbraci na pobliski cmentarz. Jęk i płacz wdów i sierot rozdzierał codziennie ciemną i ponurą czeluść puszczy, która jakby napawała się cierpieniem tych ludzi opuszczonych przez wszystko i wszystkich, ludzi którym został tylko jeden opiekun, pocieszyciel i ucieczka - Bóg.

A Góry Nadziei wciąż cieszyły i łudziły nadzieją nowe gromady świeżo przybyłych emigrantów. Jak sfinks egipski zdały się uśmiechać i zachęcać zagadkowo: chodźcie tu, znajdziecie ukojenie waszych cierpień, spokój i odpoczynek po trudach. A po budkach emigranckich, tam w odległym Cruz Machado co noc, co dzień, przy głośnych zawodzeniach osierociałych, rozchodziły się jękliwe i posępne pieśni pogrzebowe: "nie opuszczaj nas....” Zmarło się chudziakowi. Biedaczysko cieszył się nadzieją, że na brazylijskiej ziemi zazna tak upragnionego spokoju, a plemię jego będzie mogło żyć swobodnie, wolne od prześladowań, wolne od groźnego pańskiego oka, które zda się każde ziarnko zboża policzyło. Niech cię śpiew ptaków tej ziemi która cię poiła nadzieją, do której przybyłeś łamiąc wszelkie trudy, przypomni śpiew ptaków twej dalekiej ziemi. Za chwilę ziemia - matka brazylijska przygarnie cię do swego łona tak samo jakby to zrobiła ziemia-matka twoja rodzona ".


28 stycznia 2019r. 341 6950 Drukuj

Towarzystwo Chrystusowe

ul. Panny Marii 4, 61-108 Poznań, tel. +48 61 64 72 100

2014 - 2024 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone

projektowanie, design, stron www, design,branding, projektowanie logo, aplikacje mobilne