W sobotę 26 kwietnia 2025 r. sto lat istnienia świętowała również parafia Świętej Anny w brazylijskim Carlos Gomes, w której niegdyś przez prawie 55 lat duszpasterstwo prowadzili kapłani z Towarzystwa Chrystusowego i staraniem jednego z nich, śp. ks. Józefa Wojdy SChr, tamtejsza wspólnota polonijna wybudowała monumentalną świątynię, cieszącą po dziś dzień oko i stanowiącą piękne miejsce modlitwy oraz swoisty pomnik polskiej kultury. 

Uroczystościom na zaproszenie miejscowego proboszcza przewodził rektor PMK w Brazylii, ks. dr Zdzisław Malczewski SChr, który przed ponad 40 laty był duszpasterzem w Carlos Gomes i który przesłał bardzo szczegółową relację z tego wydarzenia, odwołując się do wielu osobistych przeżyć i emocji, które mu towarzyszyły w czasie celebracji jubileuszowych. W wygłoszonym okolicznościowym kazaniu nakreślił kontekst historyczno-społeczny związany z polskim osadnictwem na tych terenach, z powstaniem parafii i kościoła. Nawiązał też do przeżywanej paschalnej oktawy, którą wieńczy ustanowiona w 2000 r. przez św. Jana Pawła II Niedziela Miłosierdzia Bożego. A zatem oddajmy głos ks. Zdzisławowi…

Wspólnota w Carlos Gomes, w regionie Alto Uruguai w stanie Rio Grande do Sul świętowała 100 lat istnienia parafii Świętej Anny. Poczułem się zaszczycony otrzymawszy przed kilkunastu tygodniami w Polskim Kościele w Porto Alegre po polonijnej Mszy Świętej zaproszenia, jakie mi wręczyło małżeństwo z parafii, w której w początkach drugiego semestru 1979 r. uczyłem się Brazylii, poznawałem styl duszpasterstwa tutejszego Kościoła, wśród wiernych polskiego pochodzenia uczyłem się języka portugalskiego, a mimo wszystko tutejsza Polonia zachwycała i pochłaniała mnie coraz bardziej swoją tożsamością i dumą ze swojego polskiego pochodzenia. Zaproszenie przyjąłem z wielką radością, gdyż było skierowane przez ich duszpasterza ks. Jorge oraz wspólnotę parafialną, aby w sobotę 26 kwietnia 2025 r. sprawować Mszę w j. polskim.
Wyjechałem zatem z Porto Alegre po porannej Eucharystii i skromnym śniadaniu, aby spokojnie przejechać blisko 400 km, zważając na radary ograniczające i kontrolujące szybkość jazdy oraz punkty opłat drogowych. Około godz. 16.00 dojechałem do zarezerwowanego hotelu w mieście Erechim, które jest też centrum diecezji. Po krótkim odpoczynku i modlitwach mnicha ruszyłem w dalszą drogę mając przed sobą około 60 km odległości. Z ostatniego pobytu w Carlos Gomes na jubileuszu Siostry Izy ze zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi, wiedziałem, że część drogi już miała asfalt, więc jazda była spokojna i czasem mogłem się zatrzymać by zrobić zdjęcie jesiennego pejzażu! Moim zaskoczeniem było, kiedy zjechałem z trasy prowadzącej do miasteczka Áurea, że droga do dawnej osady w Centenário, a obecnie siedziby municypium jest już wyasfaltowana! Dawna osada okazywała już fizjonomię rozwijającego się miasteczka: nowe sklepy, pięknie odmalowany kościół Świętego Andrzeja Boboli i stojąca przed świątynią duża figura Patrona nie tylko Polski, ale i tutejszych Polonusów mieszkających w tych okolicach. Przy wyjeździe z miasteczka czekało mnie jeszcze 12 km drogi bitej, z nawierzchnią małych, luźnych kamieni uderzających w podwozie samochodu! Przypomniały mi się dawne czasy posługiwania w Carlos Gomes, kiedy to przez 5 lat pokonywałem tę kamienistą trasę blisko 60 km starym, wysłużonym ‘Ruralem’ (to taki powiedzmy większy jeep, mający napęd na 4 koła. Normalnie jeździłem na napędzie na 2 koła, ale kiedy należało się wspinać po górzystych i na dodatek błotnistych drogach, to się włączało tzw. ‘ruzida’, czyli napęd na kolejne 2 koła, wówczas samochód szedł do przodu niby czołg. Przesadzam trochę, ale to był dobry wóz do obsługi w trudnych terenach: sprawdzał się, gdy trzeba było pojechać z posługą bądź na zebranie duchowieństwa diecezji czy choćby do banku.) Wjazd do Carlos Gomes i ukazująca się przede mną brama wjazdowa, która witała podróżnego, zaskoczonego wyasfaltowanymi uliczkami wystrojonego polskimi flagami miasteczka. Za moich czasów osada liczyła 54 domy w większości drewnianych, natomiast od chwili ustanowienia municypium osada przybrała wygląd rozwijającego się miasteczka, czego dowodem były sklepy z dużymi witrynami i posterunek policji! Kościół, zbudowany na wzgórzu za duszpasterzowania chrystusowca – śp. ks. Józefa Wojdy SChr, został inaugurowany w 1970 r. Wspomnienia i rozważania podczas jazdy samochodem to nie tylko podziwianie pięknych widoków, to także postawienie sobie konkretnego pytania, ile my Chrystusowcy włożyliśmy potu i poświęcenia dla tej i innych wspólnot parafialnych (a myślę o sąsiedniej parafii Áurea, czy Dom Feliciano) przez kilkadziesiąt lat posługi? A przywołuję tu duszpasterski trud nie tylko śp. ks. Józefa Wojdy, lecz także ks. Józefa Wojnara SChr, czy śp. ks. Stanisława Nowaka SChr. Właśnie dzięki naszym Współbraciom powstały municypia, szpitale, szkoły. I chyba jedynie i tylko Pan Bóg może ocenić!…
Przed kościołem sporo samochodów, nie licząc tych stojących po obu stronach kilku ulic. Powrót do czasów sprzed 40 lat to dla mnie jakby już nowa rzeczywistość: starsi oczywiście poznali swojego dawnego proboszcza, ale dla niego oni wyglądali trochę inaczej. W zakrystii spotkałem uśmiechniętego mężczyznę, który mnie przywitał z wielką radością i typową dla Brazylijczyków serdecznością wyrażającą się uściskiem i poklepywaniem po plecach! Jak się okazało to już nowy proboszcz z pochodzenia Włoch. Byłem zdziwiony, że nie prosił abym mu pokazał dokument, że jestem księdzem.
Rozpoczęła się Eucharystia, procesja do ołtarza: idąc z proboszczem, nadzwyczajnymi szafarzami Komunii Świętej, Polonusami niosącymi stary, duży obraz Pani Jasnogórskiej. Chór kobiecy złożony z Brazylijek polskiego pochodzenia, dyrygowany przez przyjeżdżającą z miasta Gaurama dyrygentką, zaintonował maryjną pieśń po polsku. Dyrygentka młoda, energiczna nie mająca w ogóle polskich korzeni, przyjęła moją wcześniej przedstawioną propozycję, aby na zakończenie liturgii zaśpiewać po polsku słowa rozesłania „Idźcie w pokoju…” wraz z melodyjnym podwójnym Alleluja (wszak to czas paschalnej oktawy, a dodatkowo ono zawsze mnie, starego emigranta, wzruszało i głęboko przenikało duszę. Otworzyłem więc polski mszał, który przywiozłem ze soba i pokazałem dyrygentce nuty i zasugerowałem, aby sobie zrobiła zdjęcie telefonem komórkowym, aby łatwiej było jej zagrać na organach. Słowo – komentarz wstępny odczytała Sandra, parafianka włoskiego pochodzenia, która za moich czasów była młodą, ładną dziewczyną, podrywaną przez młodego przystojnego Polonusa Adelara Petkowicza (który onego czasu, w 1984 r., pięknie witał po polsku przybyłego do Carlos Gomes Prymasa Polski kard. Józefa Glempa) Młodzi, zakochani, obecnie stanowią kochające się małżeństwo z czwórką dzieci. Właśnie owa Sandra, żona Ademara, zaangażowana jest nie tylko w parafii, ale także w działalności społeczności polonijnej. Następnie proboszcz powitał wiernych i w ich imieniu wyraził serdeczność dla mnie –rektora PMK w Brazylii, przybyłego sprawować uroczystą Mszę Świętą jubileuszową. I znów pamięcią wróciłem do przeszłości, przywołując sprawowane wówczas w tej imponującej świątyni Msze niedzielne po polsku, podczas których świeccy dobrze czytali po polsku teksty liturgiczne i nie zapominali o śpiewie polskich pieśni. Wróćmy jednak do dziękczynnej Mszy z okazji stulecia parafii: czytania mszalne były w języku polskim, a Ewangelia i dłuższe kazanie (które wygłosiłem) w języku portugalskim.
Kaznodzieja wspominał migracje Polaków z tzw. starych kolonii w stanie Rio Grande do Sul z São Marcos, Veranopolis, Guaporé, Bento Gonçalves, Antônio Prado, Garibaldi, Alfredo Chaves, gdzie nasi Rodacy osiedlali się w pobliżu kolonii włoskich. A gdy już brakowało ziemi, by ojcowie mogli kupować dla swoich dzieci, rozpoczęła się wówczas kolonizacja w regionie dzisiejszego Erechim: nasi bohaterscy, pracowici i dobrzy katolicy wybrali się w drogę (pieszo, czasem konno?) ponad 200 km, aby kolonizować tereny w regionie Alto Urugwaj, usytuowane właśnie wokół Erechim, w którym jakieś 30% mieszkańców stanowią Polonusi szczycący się Towarzystwem Ruy Barbosy i wspaniałym zespołem folklorystycznym «Jupem». Z terenów górzystych osadnicy docierali w region podobny; dotarli na tereny, gdzie rozpościera się współczesne Carlos Gomes. Ich kolonizacja rozpoczęła się w latach 1907-1908, a pierwszą nazwa kolonii polskiej było Rio de Peixe, a potem Nova Polônia, która została zmieniona w 1938 r. podczas rządów prezydenta Getulio Vargasa, by otrzymać nazwę słynnego brazylijskiego kompozytora, tj. nazwę obecną. Kontynuując tę historyczną wędrówkę, przytoczyłem jeszcze kilka ważniejszych faktów z historii parafii, by w końcu zwrócić uwagę na jutrzejsze Święto Bożego Miłosierdzia. Albowiem jako potomkowie przybyłych z dalekiej Polski emigrantów i posiadając ‘polską krew’ podobną do tej co św. Faustyna Kowalska, św. Jan Paweł II (tzn. polskiego ducha), winniśmy nie tylko szerzyć kult Bożego Miłosierdzia, ale także miłosierdzie praktykować (czego uczył zmarły w Poniedziałek Wielkanocny śp. papież Franciszek), a ponadto pielęgnować i przekazywać dalej odziedziczone po przodkach wartości chrześcijańskie. Pod koniec liturgii jedna z pań, oczywiście polskiego pochodzenia, podziękowała wszystkim za wspólną modlitwę, wyszczególniając duszpasterzy, siostry Franciszkanki Rodziny Maryi z ich przełożoną prowincjalna Matką Margaridą na czele. (Szkoda, że siostry z tego tak bardzo zasłużonego zgromadzenia zakonnego dla brazylijskiej Polonii zdecydowały zamknąć swoją placówkę w Carlos Gomes) Proboszczowi parafii, autorowi niniejszego reportażu oraz Matce Prowincjalnej wręczono upominki. Na zakończenie rozległ się śpiew pieśni „Czarna Madonno”, podjęty z wielkim zaangażowaniem serca cechującym brazylijskich Polonusów!
Po modlitwie w kościele udaliśmy się do dużej sali parafialnej usytuowanej poniżej wzgórza, na którym przed ponad 50 laty postawiono imponującą świątynię, w której zanieśliśmy wspólne dziękczynienie i znajdziemy wiele polskich elementami. Parafialna sala to też dzieło miejscowych parafian i ich wieloletnich duszpasterzy – chrystusowców (posługujących w tej parafii do 2013 r.) Niestety zmniejsza się liczba duszpasterzy polonijnych w Brazylii, a potrzeba ich posługi nadal jest wyrażana przez tamtejszą Polonię… Co będzie dalej…? Bowiem żniwo wciąż wielkie wśród Polonii w Brazylii, a pasterzy coraz mniej…
Kolacja typowo polska, ale jaka praca zorganizowana i wykonana przez woluntariuszy nie tylko w przygotowaniu polskich dań, ale także dekorację sali, nakrycia stołów, specjalnie zrobione serwetki z białym orłem, napisy w dwóch językach, oparcia krzeseł nakryte specjalnie i artystycznie przygotowane symbolami wyrażającymi polskość…
Czas kończyć ten reportaż! Podsumuję w ten sposób: przed 40 laty, kiedy posługiwałem w tej wspólnocie, gdzie 98% to osoby polskiego pochodzenia, wszystko było jakieś prostsze, a teraz, uczestnicząc w kolacji i patrząc na blisko 900 biesiadników, przybyłych nie tylko z parafii, ale także z innych miasteczek, municypiów oraz całą panującą atmosferę odnosiłem wrażenie, że znalazłem się całkiem w innym świecie. Można by uczynić porównanie: z jednej strony zatrzymać się w przydrożnym prostym hoteliku, a następnym razem – w pięciogwiazdkowym hotelu w jakimś słynnym mieście…
Cieszy człowieka fakt, gdy spogląda na współczesną Polonię w brazylijskim interiorze, że jej życie, warunki i styl bycia zmieniły się: o wiele bardziej niż można było przypuszczać w przeszłości. Municypalizacja polonijnych osad wpływa na jakość i styl życia. Znikają drewniane domy, wozy ciągnięte przez woły, a pojawiają się domy murowane ze wspaniałą architekturą. Zmienia się otoczenie, polonijne osady przechodzą różnorodne przeobrażenia, wszędzie zauważyć można przejawy prawdziwego skoku cywilizacyjnego. I to cieszy, gdy po latach powraca się do dawnych kolonii polskich. Znika z pamięci smutny, przykry i krytyczny (by nie powiedzieć krytykancki) osąd brazylijskich Polonusów osiadłych w tzw. interiorze przez różnych tzw. obserwatorów przybywających – jeszcze nie tak dawno – z zewnątrz, a przede wszystkim z dalekiej Ojczyzny. Bo ileż razy byłem świadkiem, jak wyśmiewano się z używanego przez Polonusów w interiorze archaicznego języka polskiego takiego, jakiego ich nauczyli ojcowie. Często ci nasi osadnicy woleli milczeć niż wypowiadać się w ojczystej mowie. Uprzedzenia puszczały wtedy, kiedy już się zapoznali bliżej z przybyłymi gośćmi z Polski, traktowanych tutaj jak jakieś relikwie… I wiele razy w takich przypadkach zastanawiałem się pytając siebie w duchu: a cóż nieboszczka PRL dała Polonii w brazylijskim interiorze? Nic i tylko nic, bo po prostu władców naszego kraju nie interesowała ta społeczność polonijna w Ameryce Południowej… Była opuszczona, zapomniana, jak nasi Polacy na Wschodzie w czasach Związku Sowieckiego. Dopiero po zmianach politycznych Polska otworzyła się na Polonię w Brazylii, chociaż nie dostrzegałem tego, niestety przez wiele lat… Duże otwarcie nastąpiło dopiero podczas V Zjazdu Polonii i Polaków z Zagranicy, kiedy Marszałkiem Senatu RP był. p. Stanisław Karczewski. Do dziś pamiętam jego wystąpienie na rozpoczęcie, jak też na zakończenie spotkania do Rodaków przybyłych z wielu krajów świata. Pan Marszałek mówił wyraźnie, konkretnie i z przekonaniem, że Polska spogląda na Polonię w Ameryce Południowej, szczególnie w Brazylii z większą otwartością. I tak też zaczęło się powolne zbliżanie Ojczyzny do naszej brazylijskiej Polonii.
Do hotelu w Erechim wróciłem z Carlos Gomes już po północy z poczuciem nie tylko spełnionej prośby jaką otrzymałem, ale bardzo szczęśliwy i dumny z moich dawnych parafian. Jak oni poszli do przodu nie tylko w wymiarze cywilizacyjnym, ale że potrafili zachować nasze polskie wartości narodowe, trwają mocno w wierze ojców, która nadal podtrzymywana jest w kolejnych pokoleniach, jak i wielka duma z polskiego pochodzenia. To prawdziwi i lojalni obywatele Brazylii, ale z dumą podkreślający swoje polskie korzenie.
Oby w dalekiej Ojczyźnie patrzono na Brazylię nie tylko jako bramę do wejścia na rynek Ameryki Południowej, bo takie od wielu lat słychać wypowiedzi polityków w kraju. Albowiem wymiana handlowa raczej nie jest zbyt duża… Ciekaw jestem, czy w polskiej prasie niezależnej pisze się o tym, że pewni Polacy budują na północy Brazylii w pobliżu Oceanu Atlantyckiego bogate, zamknięte luksusowe kondominia dla ludzi z tzw. wyższych sfer społecznych. Miejscowe środki przekazu lekko wspomniały o tym, ale ta sprawa szybko ucichła. Budujący mają zarejestrowaną swoją działalność w jednym z krajów, o czym nie wypada mi o pisać, bo zresztą to nie moje zainteresowanie…
Zatem niech żyje Polonia w stanie Rio Grandę do Sul, niech żyje Polonia w tym południowym stanie Brazylii, która do końca i w całości nie jest jeszcze dostrzegana i odkrywana przez tzw. oficjalnych przedstawicieli. Na razie tylko wybrane ośrodki mogą liczyć na przyjazd jakiejś oficjalnej delegacji z dalekiego, ojczystego kraju, na przyjazd dyplomaty… A ileż kolonii polskich mamy w tym stanie! W moich dociekaniach związanych ze śledzeniem dziejów Polaków i Polonii oceniam, że w stanie Rio Grande do Sul mamy w przybliżeniu 700 tys. osób polskiego pochodzenia. Jakoś nie słyszałem, aby odwiedzano Pelotas, gdzie w tamtejszej wyższej uczelni wykładał prof. Czesław Bieżanko, który wprowadził z Polonusami w Guarani das Missões uprawę soi, czy kogoś interesuje Polonia w portowym mieście w Rio Grande. Tam istnieje jedna bodajże z najstarszych organizacji polskich, jakie powstawały w tym stanie… Ale niech żywi nie tracą nadziei! Może jeszcze nadejdzie czas większego, bardziej optymalnego spojrzenia z dalekiej Polski na naszą społeczność polonijną szacowaną na zaledwie 1% populacji Brazylii, ale w końcu jest to ponad 2 miliony osób mających polską krew!
Oj, jakbyśmy się poczuli lepiej (nie w wymiarze wspierania finansowego na niektóre faraoniczne dzieła, jakie budowano i się buduje za pieniądze polskiego podatnika, także moje również. Chociażby zamówienie tekstu akademickiego przez instytucję, przy honorarium następuje automatyczne odciągnięcie podatku), gdyby obecne Państwo Polskie brało przykład i naśladowało zainteresowanie Polonią z okresu międzywojennego: naśladowało ówczesny Senat RP czy Kościół pod przewodnictwem Założyciela naszej wspólnoty zakonnej, Czcigodnego Sługi Bożego, Prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Byli oni mocno i w różnorodny sposób zainteresowani polskim wychodźstwem, o czym świadczy wiele powstających wówczas organizacji i stowarzyszeń interesujących choćby Rodakami żyjącymi po drugiej stronie Oceanu Atlantyckiego.
Wyjeżdżam w poniedziałek 28 kwietnia 2025 r. z Erechim i udaję się w drogę pod Kurytybę, gdzie pod koniec dnia rozpoczną się nasze zakonne rekolekcje. Podczas jazdy samochodem będzie możliwość przeprowadzenia retrospektywy przeżytych uroczystości i – jak Pan Bóg pozwoli – modląc się o siły dla wszystkich chrystusowców i dla siebie także, aby podejmować dalszą działalność religijną, publicystyczną i kulturową na rzecz Polonii brazylijskiej, która od postawienia pierwszych kroków, właśnie w Carlos Gomes do dziś mnie fascynuje i napawa nadzieją, że jeszcze nie szybko znikną polskie ślady z horyzontu wielokulturowego Państwa Brazylijskiego!

tekst i zdjęcia: ks. Zdzisław Malczewski SChr

Więcej fotografii...


2 dni temu, 2025-04-27 230 140 Drukuj

Towarzystwo Chrystusowe

ul. Panny Marii 4, 61-108 Poznań, tel. +48 61 64 72 100

2014 - 2025 © Wszelkie Prawa Zastrzeżone

projektowanie, design, stron www, design,branding, projektowanie logo, aplikacje mobilne