Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. brat Jan Marcineczek



Urodził się 12.10.1909 r. w miejscowości Bierwisze pow. Sokółka woj. białostockie. Rodzicami byli Jan i Marianna z domu Szczerońska.
Do Towarzystwa Chrystusowego w Potulicach wstąpił 09.11.1934 r., nowicjat rozpoczął 28.09.1935 roku. Pierwszą profesję zakonną złożył 29.09.1936 r., drugą 29.09.1937 r. - także w Potulicach.
Po wojennej tułaczce [brak bliższych danych] wrócił do Poznania, gdzie złożył kolejne profesje 29.09.1946 r., 08.12.1947 r. i dozgonną profesję 29.09.1948 r. w Morasku. Przez całe swoje życie zakonne pracował jako szofer, budując otoczenie swoją postawą zakonną i wysoką kulturą ducha. Zmarł w szpitalu na białaczkę 02.07.1976 r. i został pochowany w Poznaniu na Miłostowie.

***

W Tow. Chrystusowym ani bracia, ani księża nie zmieniają swoich imion na zakonne, ale w przypadku br. Jana tak się przyjęło używanie skrótu od jego nazwiska, że wielu zna go tylko pod tym imieniem, a nawet on sam przeważnie zgłaszał się przy telefonie: „Marcin mówi”.
Urodził się 17 października 1909 r. w miejscowości Bierwisze w woj. białostockim. W wieku 25 lat zgłosił się do Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej w Potulicach. W r. 1935 rozpoczął nowicjat a w dzień św. Michała w r. 1936 złożył I profesję zakonną. Od razu też zaczął pełnić funkcję kierowcy. II wojna światowa na 5 lat oddzieliła go od Zgromadzenia zakonnego, ale nie oddzieliła go -od samochodu. Szczęśliwie przy kierownicy „dojechał’’ do końca okupacji i w 1945 r. zgłosił się do Towarzystwa w Poznaniu. Tu znowu objął funkcję kierowcy. W 1948 r. złożył profesję dozgonną w Morasku pod Poznaniem.
Od kierownicy oderwała go dopiero choroba w r. 1975. W roku 1976 ratował już tylko zdrowie - i niestety mimo wszelkiej możliwej pomocy zmarł w szpitalu na białaczkę dnia 2 lipca 1976 r. w dzień Nawiedzenia Najśw. Maryi Panny. Pogrzeb śp. brata Marcina odbył się dnia 6.VII. 1976 r. na cmentarzu na Miłostowie - gdzie spoczął obok swoich Współbraci Zakonnych w miejscu spoczynku członków Towarzystwa Chrystusowego.
Biorąc pod uwagę daty - 40 lat przeżył w Zgromadzeniu Zakonnym i 40 lat był kierowcą najwyższych władz Zgromadzenia i Domu Głównego. Na tym stanowisku pracy dał się poznać jako człowiek w pełni dojrzały, obowiązkowy, szczery i otwarty i jako zakonnik o głębokim duchu wiary i modlitwy. Sam szczery i otwarty nie znosił zakłamania u innych, był w mówieniu prawdy szczery aż do zuchwałości. Gdy mu się coś nie podobało w drugim - to powiedział mu to bez względu na to, czy byłby to biskup, przełożony generalny, czy kleryk. A mówił to zawsze z taką prostotą i szczerością, że nie sposób było się na niego gniewać.
Był nadzwyczaj obowiązkowy i punktualny. Jeżeli trzeba było nie raz wcześniej wstać i zdążyć na dworzec wystarczyło wieczorem powiedzieć br. Marcinowi i można było spokojnie spać. Dokładnie o podanej godzinie br. Marcin czekał przy kierownicy we wskazanym miejscu. I tak było zawsze. Ale nie wolno też było jego czasu marnować - szczególnie dla młodych księży był doskonałym wychowawcą do punktualności i obowiązkowości.
Zawsze pogodny, towarzyski, lubiany przez współbraci od najstarszych do najmłodszych nie znosił plotek i bezsensownych rozmów. Dużo czytał książek i prasy religijnej wykorzystując na to czas koniecznych postojów i wyczekiwania na zlecenie przełożonych. Chętnie dyskutował na temat przeczytanych lektur.
W kaplicy można go było spotkać bardzo często, często przechadzał się po parku seminaryjnym z różańcem w ręku, w czasie dłuższych podróży sam organizował wspólne modlitwy i zachęcał do odprawienia przepisanych ćwiczeń duchownych.
W jego bardzo szczerej i głębokiej pobożności nie było nic z dewocji i dziwactwa.
Mamy głęboką nadzieję, że tak jak był wobec Boga i ludzi szczery i otwarty - tak dobry Bóg Ojciec z otwartymi ramionami przyjął go w Swoim Królestwie.
Jako kierowca, będący stale w podróży, odszedł od nas we wspaniały dzień podróży Matki Bożej do św. Elżbiety - jakby niebo samo dawało znak. Matka Boża dająca nam w tajemnicy Nawiedzenia wspaniały przykład miłości służebnej – była jego wielką Patronką i Ona zabrała go w tę jedyną najdłuższą podróż do Wieczności.
Pogrzeb jego był dla wszystkich uczestników także znakiem. Dzięki temu, że właśnie odbywała się VI kapituła Generalna Zgromadzenia, prawie wszyscy, którym służył na swoim stanowisku kierowcy - mogli teraz jego ciało odprowadzić na miejsce spoczynku. Wielu księży przyjechało na jego pogrzeb specjalnie z placówek duszpasterskich.
Bracie Marcinie - „Niech Aniołowie zawiodą Cię do raju...”

ks. Michał Kamiński TChr.