Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. brat Marian Mężydło



Dnia 19.06.1974 r. w południe zmarł w domu Towarzystwa Chrystusowego w Puszczykowie pod Poznaniem br. Marian Mężydło.
Urodził się w Wąsoszu, pow. Szubin, 23.02.1918 r. Do Towarzystwa Chrystusowego wstąpił w kwietniu 1939 r. w Potulicach. Wybuch wojny przerwał mu odbywany aspirandat. Zaledwie zaczął zapoznawać się z Towarzystwem, kiedy wojna przeniosła go do najcięższego doświadczenia okupacyjnego — obozów koncentracyjnych najpierw w Stutthofie, a potem w Sachsenhausen. Z obozów wyszedł z bardzo zaawansowaną gruźlicą płuc. Podleczony w Szwecji wrócił w r. 1946 do Poznania, gdzie rozpoczął nowicjat. Swoją niezłomną wolę służenia Bogu w Towarzystwie Chrystusowym potwierdził złożonymi w Puszczykowie w r. 1959 ślubami dozgonnymi. Mimo stałych dolegliwości i choroby pracował ofiarnie w Ziębicach, Morasku i najdłużej w księgarni Towarzystwa w Poznaniu. Że zyskał sobie szacunek i zaufanie współbraci, świadczy fakt wybrania go na Seniora i Przedstawiciela Braci przy Radzie Generalnej Towarzystwa. Ze względu na pogarszający się stan zdrowia zrezygnował z wszystkich obowiązków i przeniósł się do Puszczykowa, gdzie do końca życia na ziemi przebywał pod opieką lekarzy i współbraci, Po Mszach św. w kaplicy domowej w Puszczykowie i kaplicy seminaryjnej w Poznaniu ciało śp. Brata Mariana spoczęło dnia 22.06 na cmentarzu Poznań-Miłostowo.
Brat Marian należał zawsze do ludzi, którzy potrafią sobie zjednywać przyjaciół. Był dla innych wyrozumiały, bezpośredni i miał bardzo pogodne usposobienie. Interesował się rozwojem Towarzystwa, życiem seminarium; korespondował z bardzo wielu członkami Towarzystwa i w kraju i z zagranicy. Nie zapominał nigdy o imieninach współbraci.
Odchodząc od nas do Boga uszczuplił i tak niewielką liczbę Braci tak pożytecznych w każdej społeczności zakonnej. Powołanie na brata zakonnego jest jakoś niepopularne w naszym zmaterializowanym społeczeństwie. Chcemy wszyscy mieć więcej, coraz więcej, żyć niezależnie, a brat zakonny w zamian za pełną opiekę i utrzymanie pracuje całkowicie dla Boga i celu swojej rodziny zakonnej. Nie łatwo dziś na to się zdobyć. Jest to jednak stale szansa dla ludzi wierzących -- modlitwa i praca. Pewnie, że zasadniczo praca pomocnicza ale jakże niezbędna. Bez niej „oddziały uderzeniowe” często nic nie zrobią, lub są zmuszone wycofywać przydatnych „na froncie” żołnierzy na konieczne zaplecze.
Jakoś przyplątało się to porównanie militarne, które jednak przystaje do br. Mariana. Odszedł jak żołnierz, który dokąd siły starczają walczy o dobrą sprawę, który ranny nie ustępuje z placu boju. Może chyba za wielkim św. Pawłem powtórzyć: „Boju dokonałem, wiary dochowałem, na koniec odda mi Pan wieniec nagrody”.