Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. ks. dr Stanisław Kurpiewski



Urodził się 14.12.1931 r. w Ostrołęce woj. białostockie. Rodzicami byli Franciszek i Janina z domu Pliszko. Od 01.09.1947 r. do 24.06.1951 r. uczęszczał Niższego Seminarium Duchownego Towarzystwa Chrystusowego w Ziębicach, gdzie zdał maturę.
Do Towarzystwa Chrystusowego wstąpił 23.08.1949 r. w Ziębicach. Tam rozpoczął nowicjat 07.09.1949 roku. Pierwszą profesję składał 08.09.1950 r. w Ziębicach, drugą 08.09.1951 r. w Poznaniu, trzecią 08.09.1952 r. w Poznaniu. Dozgonną profesję złożył 08.09.1953 r. w Poznaniu. Tutaj rozpoczął studia 10.9.1951 i skończył 29.03.1957 roku. Święcenia kapłańskie przyjął z rąk ks. bp Franciszka Jedwabskiego w dniu 06.06.1957 r. w Poznaniu.
Po święceniach przez rok był wikariuszem w Gryficach, następnie podjął studia na KUL-u. W latach 1963-1967 był sekretarzem generalnym Towarzystwa Chrystusowego, następnie w Puszczykowie członkiem rady domowej i od 10.01.1967 do 23.05.1967 przełożonym domu w Puszczykowie. Zmarł 23.5.1967 r. i został pochowany w Poznaniu na Miłostowie.

***

W dniu 23 maja br. zmarł w Puszczykowie koło Poznania ksiądz Stanisław Kurpiewski ze zgromadzenia Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, liczący zaledwie 35 lat życia, w tym 18 lat życia zakonnego, a 10 kapłańskiego. Przyczyną
śmierci był rak.
Ks. Kurpiewski urodził się w Ostrołęce. Bardzo wcześnie stracił rodziców i jedyną siostrę. W roku 1947
zgłosił się do Seminarium Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu przy ulicy Lubrańskiego 1a, gdyż chciał pracować jako duszpasterz wśród Polonii zagranicznej. W roku 1957 otrzymał święcenia kapłańskie w Katedrze Poznańskiej z rąk Ks. Biskupa Franciszka Jedwabskiego. Po roku pracy duszpasterskiej w Gryficach podjął studium prawa kościelnego na Katolickim Uniwersytecie w Lublinie, uwieńczone doktoratem. Po skończonych studiach rozpoczął wykłady prawa kanonicznego w Wyższym Seminarium Towarzystwa Chrystusowego w Poznaniu, a jednocześnie pełnił urząd Sekretarza Generalnego Towarzystwa. Oprócz swych licznych zajęć codziennych pomagał bardzo ofiarnie kapłanom w pracy duszpasterskiej. Śmierć przerwała to młode życie w momencie po ludzku najbardziej nieodpowiednim, bowiem w przyszłym roku ma odbyć się Kapituła Generalna Towarzystwa, którą miał w dużej mierze właśnie on, jako prawnik, przygotować.
Studia prawnicze wycisnęły na jego życiu znamienny rys. Wszystkie swe obowiązki wykonywał bardzo solidnie i dokładnie, cechowała go niezwykła pracowitość, chęć, by z każdego obowiązku wywiązać się jak najlepiej. Danego przyrzeczenia nie zawiódł. Mimo że w ostatnim czasie choroba toczyła już jego organizm, jeszcze w maju przeprowadził triduum dla młodzieży w Mosinie, a w niedzielę 7 maja głosił dla niej kazania. Chcieli go w tej pracy zastąpić inni; nie zgodził się. A było już wtedy z jego zdrowiem bardzo źle. W dniu swoich imienin (8 maja) cierpiał bardzo. Miał jeszcze jednak w tym dniu dwa wykłady, jak potem się przyznał, wśród strasznych boleści. Słuchacze nie domyślali się tego. Do jednego z księży powiedział: „Idę na mój ostatni wykład w tym życiu”. Tydzień przed śmiercią, już na łożu boleści, przyjmował ostatnie egzaminy, by wypełnić obowiązek do końca. Takim był zawsze.
Ksiądz Stanisław posiadał głęboką wiarę. Była ona dyskretna, bardzo konsekwentna. I znowu w obliczu śmierci najbardziej się to ujawniło. Od kilku miesięcy zdawał sobie sprawę ze swego stanu. Zawsze był jednak bardzo pogodny i wielu nie domyślało się nawet, że człowiek ten jest nieuleczalnie chory. Tydzień przed śmiercią poprosił o Sakrament Chorych, a kiedy lekarz powiedział mu szczerze o jego stanie, przyjął tę wiadomość bardzo spokojnie.
Był on też ogromnie przywiązany do swego zgromadzenia zakonnego. Wszystkie swoje siły i cały czas jemu poświęcał. Nie danym mu było wyjechać na pracę wśród Polonii. Z racji swego urzędu pomagał współbraciom w załatwianiu spraw związanych z ich wyjazdem za granicę. Cieszył się bardzo, gdy któryś ze współbraci otrzymał paszport i udawał się do Polonii, by pełnić tam misję Towarzystwa.
Mimo swego wykształcenia i stanowiska, jakie zajmował, pozostał bardzo prosty i aż nieśmiały, gdy chodziło o niego. Natomiast nie wahał się mówić prawdy, choćby przykrej, tam gdzie należało.
Całe swe życie, od wczesnej młodości, złożył Bogu w ofierze. Dopełnieniem tej ofiary były ostatnie dwa tygodnie bolesnej agonii.
Jakże tej śmierci odpowiadają słowa: „Sprawiedliwy, choćby umarł przedwcześnie, w odpoczynku będzie” (Mdr 4, 7), oraz „A jeśli umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też razem z Chrystusem żyć będziemy” (Rz 6, 8).

Ks. Władysław Gowin