Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. ks. Jan Kisiela



Urodził się w miejscowości Blizocin pow. Radzyń Podlaski woj. lubelskie. Rodzicami byli Jan i Maria z domu Parzyszek. Do matury przygotowywał się w Niższym Seminarium Duchownym w Ziębicach w czasie od 01.09.1951 do 06.06.1956 r., świadectwo dojrzałości otrzymał jako eksternista.
Do Towarzystwa Chrystusowego wstąpił 10.09.1952 r. i 28.09.1952 r. rozpoczął nowicjat w Bydgoszczy. Tam kolejno składał profesje: pierwszą 08.09.1954 r., drugą 08.09.1955 r., trzecią 08.09.1956 r., czwartą 08.09.1957 r., piątą 08.09.1958 roku. Profesję dozgonną złożył w Poznaniu 08.09.1959 roku.
Studia filozoficzno-teologiczne rozpoczął 10.09.1956 r. i ukończył 01.06.1962 r. w Poznaniu. Święcenia kapłańskie otrzymał w Siedlcach 09.03.1963 r. z rąk bp. Świrskiego.
Ks. Kisiela początkowo pracował jako katecheta w Płotach (29.08.1964-31.08.1967 r.). Następnie był wikariuszem kolejno: w Świdnicy Śl. przy parafii św. Józefa (31.07.1967-27.08.1968 r.), w Brojcach od 31.08.1968 r., w parafii Szczecin Zdroje od 01.09.1970 r., w parafii Marianowo od 01.09.1972 r., w parafii Chociwel od 24.02.1974 roku.
Dnia 19.11.1976 r. ks. Kisiela złożył wniosek o zwolnienie z Towarzystwa Chrystusowego. Władze TChr. 30.11.1976 r. przesłały opinię do Ordynariusza siedleckiego. Ponowny wniosek złożył ks. Kisiela 08.12.1976 r. i Ks. Generał 22.12.1976 r wyraził zgodę na jego przejście do diecezji siedleckiej. Prymas Polski 15.03.1977 r. wydał w tej sprawie Indult nr 473/77/P/. Ordynariusz Siedleckiej Diecezji 10.06.1977 r. przyjął ks. Kisielę do służby diecezjalnej na okres próbny. Jednak 17.06.1980 r. ks. Kisiela poprosił o powrót do TChr. Został więc zwolniony (30.07.1980 r.) ze stanowiska wikariusza w parafii Piszczac i skierowany (15.07.1980 r.) do pomocy w parafii NSJ w Szczecinie, gdzie miesiąc później otrzymał nominacje na wikariusza. W dniu 01.09.1984 r. otrzymał nominację na proboszcza w Krzelkowie; tam pracował do 31.07.1991 roku. Odtąd do 31.07.1995 r. był kapelanem w Pniewach aż do przeniesienia 01.07.1996 r. do Chociwla w charakterze rezydenta i spowiednika.
Z uwagi na stan zdrowia 01.07.1996 r. ks. Jana Kisiela przeniesiono do Puszczykowa, gdzie zmarł 11.08.1996 r. i został pochowany na tamtejszym cmentarzu.



Ks. Jan Kisiela, syn Jana i Marii z d. Parzyszek, ur. 26 czerwca 1934 r. w miejscowości Blizocin. Pochodził z niebogatych okolic, z pogranicza Lubelszczyzny, Podlasia i Mazowsza. Z okolic jednak bogatych w zieleń, łąki, warzywa, bo ciągnie się tu dolina Wieprza, który ma jeszcze ok. 30 km do Wisły. Miejscowość Blizocin, parafia Sobieszyn, diecezja siedlecka. Rodzice niebogaci, ale też nie należący do biednych. Pracowici, oszczędni, religijni - religijnością, która jest właściwa temu regionowi. Nie pogłębiona intelektualnie, ale prosta i moralna. Ludzie nie są tu święci, ale też nie przestają grzechu nazywać grzechem. Choć trudno - i to długo jeszcze tak będzie - dać im się przekonać, że nie pójść w niedzielę do kościoła to właśnie grzech. Przywykli łatwo się z tego obowiązku dyspensować. Ale - tak było w dzieciństwie ks. Kisieli - w niedzielę przed południem nie należało ani głośno się śmiać, ani głośno się zabawiać (nie należało np. grać w karty), ani nawet spać, lecz należało coś przeczytać, pomodlić się, bo w tym czasie w kościele "nabożeństwo się odprawia". Głębokie też poczucie wobec sacrum. Nawet wobec księdza, który mógł się w czymś nie podobać, należało okazać szacunek, w rękę go ucałować przy powitaniu.

Po ukończeniu, już po wojnie, szkoły podstawowej ks. Jan kontynuował naukę w naszym Niższym Seminarium Duchownym w Ziębicach, a po jego likwidacji przez władze komunistyczne, po ósmej klasie (była to wówczas pierwsza klasa licealna) rozpoczął nowicjat (Ojciec Współzałożyciel tak zadecydował o małoseminarzystach) - już w Bydgoszczy, w domu dzierżawionym od oo. duchaczy, by potem jako chrystusowiec mógł kończyć szkołę średnią, a po wewnętrznej, prywatnej, bo bez praw państwowych, maturze rozpocząć studia filozoficzne i teologiczne. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1963 r.

Dodać trzeba, że zwłaszcza czasy stalinowskie przynosiły młodym ludziom, kandydatom do życia zakonnego i kapłańskiego wiele okazji do snucia różnych smętnych myśli, ale za to podniecających wyobraźnię. Bo rozwiązywanie niższych seminariów rodziło podejrzenie, że następnym etapem będzie rozwiązywanie wyższych seminariów. A co będzie z alumnami? O. Posadzy wiele razy w tym czasie mawiał do nas: "Z Bożej łaski rozpoczęliśmy nowy rok akademicki. Opatrzność tylko wie, czy będzie nam dane go zakończyć, ale ufamy Najświętszemu Sercu Jezusowemu i macierzyńskiej opiece Niepokalanej Rodzicielki". - I tak rok po roku upływał. Wiadomo było, że jeśli nas rozwiążą, to wrócimy - w najlepszym razie - orać ojcowski, łan, a w gorszym razie pójdziemy do wojska, do kopalni (w tamtym czasie kompanie wojskowe złożone z ludzi mniej rzekomo przydatnych pracowały w bardzo trudnych warunkach przy wydobywaniu węgla), a w najgorszym razie do więzienia. Choć można było wyobrażać sobie wariant zastosowany w Czechosłowacji - odizolowane obozy dla osób duchownych. Nie były to tylko młodzieńcze fantazje, dające upust tęsknotom za przygodą i bohaterstwem. Tymi przecież perspektywami straszeni byli przełożeni w rozmowach z przedstawicielami UB czy Urzędu do Spraw Wyznań. Ale my też wiedzieliśmy, że będzie tajne przygotowywanie się do kapłaństwa - prywatna nauka, egzaminy wobec wyznaczonych profesorów, święcenia przez wyznaczonych biskupów. Wszystko w konspiracji. Przecież tylko kilka lat dzieliło nas od zakończenia wojny, podczas której w naszym kraju tak bogato rozwinęła się wszelkiego rodzaju konspiracja.

Wspominam ten duchowy krajobraz, by powiedzieć, że w postacie młodych Polaków tamtego czasu było wiele z uporu, z poczucia zagrożenia nie tylko własnej wolności czy życia, ale i największych wartości duchowych. Postawa gotowości na obronę tych skarbów miała też charakter wychowawczy. Ona też kształtowała duchowość alumna Kisieli. Nie znaczy to jednak, że młodzi tamtych czasów automatycznie stawali się bohaterami. Historia tamtych i późniejszych dni dała również negatywne przykłady. One z kolei mogły gorszyć, ale też i uodparniać.

Ks. Kisiela po święceniach - jak niemal każdy chrystusowiec - pracował na Ziemi Szczecińskiej, w wielkiej wówczas diecezji gorzowskiej. Zajęcia kapłańskie normalne. Z tym, że rozliczne dojazdy do kościołów filialnych - wozem lub bryczką, w najlepszym razie motorem - po błotach, daleko, kościoły zimne, nie odremontowane, warunki mieszkalne na plebaniach też trudne. Trzeba jednak powiedzieć, że księża na Ziemiach Zachodnich - w tym i nasi księża - rozpoczęli jako pierwsi katechizację dzieci i młodzieży przy kościele, gdyż tu najszybciej religia była ze szkół usunięta.

Pozostanie tajemnicą serca jakiś kryzys wewnętrzny, który sprawił, że ks. Jan po kilkunastu latach pracy poprosił o eksklaustrację i znalazł się w rodzinnej diecezji, pewnie z myślą o inkardynacji do niej. Po upływie wymaganego czasu próby ówczesny ordynariusz diecezji, bp Ignacy Świrski, gotów był tego aktu prawnego dokonać. Ale ks. Kisiela wrócił do Zgromadzenia bardzo oczyszczony i do końca życia wiele razy i w różny sposób dawał świadectwo o swoim przywiązaniu do Towarzystwa. Zżyty był z diecezją swego pochodzenia. Każdego roku, gdy znalazł się w stronach rodzinnych, odwiedzał też Siedlce, a także Piszczac, parafię, w której pracował podczas eklaustracji. Ale był też już na zawsze głęboko zżyty z Rodziną zakonną.

Ostatnim etapem, po proboszczowaniu w Krzelkowie, po kilkuletniej kapelani w Pniewach, gdzie był bardzo ceniony przez siostry urszulanki (ojcem Janem był nazywany), był czas rezydencji w Chociwlu. Tu przyszedł początek końca. Bardzo ciężki zawał. Ostatni akt w Puszczykowie. Mówił o swoim odejściu. Była spowiedź generalna. Stało się. Dołączył do swoich ojców, do Założycieli, do Współbraci, by tak z Panem pozostać na zawsze. Dnia 13 sierpnia br. pochowany został na cmentarzu w Puszczykowie przy licznym udziale Współbraci, sióstr zakonnych, braci Serca Jezusowego i przedstawicieli parafii, w których pracował.

ks. Edward Szymanek TChr