Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. brat Stanisław Szynakiewicz



W uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, 3 maja 2000 roku, zakończył swoje ziemskie pielgrzymowanie i odszedł do Pana brat Władysław Szynakiewicz TChr.

Wiadomość o jego śmierci spadła na wszystkich jak grom z jasnego nieba. Jeszcze kilkanaście dni temu, z przyjaciółmi swoimi dzielił się radością z planowanego wyjazdu do Rzymu na kanonizację błogosławionej Faustyny Kowalskiej, apostołki Bożego Miłosierdzia. Gwałtowne nasilenie choroby serca nie pozwoliło mu jednak na zrealizowanie tego planu. Pierwsze dni Wielkiego Tygodnia spędził w szpitalu. Na Święta Wielkanocne wrócił do domu. Gdy tylko minęły święta zasiadł za swoim biurkiem w sekretariacie Polskiej Misji Katolickiej. „Pod koniec tygodnia czeka mnie jeszcze tylko jedno małe badanie w klinice - powiedział do mnie podczas ostatniej naszej rozmowy telefonicznej - i myślę, że na tym skończy się moja wędrówka po szpitalach".

Czy myślał o takim końcu, jaki nastąpił? Czy przeczuwał, że Jego pielgrzymia droga dobiega końca, że bliskie już jest jego spotkanie ze Zmartwychwstałym Panem, ze swoją mama, której prawie nie znał, bo osierociła go przedwcześnie, ze współbraćmi swojej rodziny zakonnej i ze wszystkimi ludźmi, których spotkał w ciągu 84. lat swojego życia i którzy wyprzedzili go w drodze do domu Ojca? Powie nam o tym, gdy spotkamy się z nim po tamtej stronie życia.

Aktualnie trzeba nam przyjąć Jego odejście jako spełnienie się zamierzeń najlepszego Ojca, który tu i w tym momencie wyznaczył kres Jego ziemskiej pielgrzymki i zabierając go do siebie wyznaczył mu inną „misję" wobec tych, którzy jeszcze są w drodze, aby w ramach realizowania się prawdy o „świętych obcowaniu" pozostał dla nich na zawsze - jak to powiedział Ksiądz Rektor na złotym jubileuszu ślubów zakonnych Brata, cytując słowa św. Pawła, listem pisanym nie atramentem, lecz całokształtem jego życia poświęconego służbie Bogu i drugiemu człowiekowi. Aby ten list odczytać z zadumą spójrzmy na postać Zmarłego.

Śp. Brat Władysław Szynakiewicz, syn Józefa i Felicji z domu Lengas, urodził się 5.06.1916 r. w Sipiorach koło Nakła nad Notecią. Mając 18 lat wstępuje do założonego w 1932 roku przez kardynała Augusta Hlonda Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców, które swój dom macierzysty i nowicjat ma w pobliskich Potulicach. Dwuletnia formacja zakonna w Zgromadzeniu, które razem z pierwszymi szeregami swoich członków przeżywa okres neofickiej gorliwości i zapału, w kandydatach do życia zakonnego umacnia ich ducha wiary, uczy wytrwałej modlitwy, zaszczepia ukochanie zgromadzenia i jego posłannictwa oraz gotowość na podjęcie każdej ofiary, której wymagać będzie służba Bogu i polskiej rzeszy wychodźczej. Po ukończeniu kanonicznego nowicjatu, w uroczystość św. Józefa, 19.03.1936 roku brat Władysław składa swoje pierwsze śluby zakonne. Jako młody zakonnik, przez pierwsze dwa lata przebywa w Potulicach i skrzętnie wykonuje wszelkie zadania zlecone mu przez przełożonych, którzy darzą go wielkim zaufaniem. 28.10.1938 r., wraz z trzema innymi braćmi, wyjeżdża do Rzymu, gdzie w Kolegium Polskim zostają mu powierzone sprawy gospodarcze. W Rzymie przebywa przez trudny okres wojny. Świadomość, że w okupowanym kraju Zgromadzenie zostało pozbawione do mu macierzystego w Potulicach i seminarium w Poznaniu, że przełożeni ścigani przez Niemców działają tylko konspiracyjnie, a współbracia - zarówno księża jak i klerycy, i bracia zakonni - żyją w rozproszeniu, stwarzała szczególną próbę dla wierności powołaniu zakonnemu. Umocnieniem i pomocą do przetrwania tej próby dla Brata była modlitwa, szczególnie ta prywatna przed Najświętszym Sakramentem. Poza tym duchowo umacniał go korespondencyjny kontakt z Założycielem Towarzystwa Chrystusowego, kardynałem Augustem Hlondem, który w tym czasie przebywał w Lourdes.

Pobyt w Rzymie w okresie wojny był dla br. Władysława czasem szczególnej posługi rodakom, którzy kołatali do bramy Kolegium Polskiego prosząc o pomoc czy schronienie. Wszyscy kołatający wiedzieli, że stąd nikt nie odejdzie bez wsparcia, bo br. Władysław zawsze znajdzie sposób na rozwiązanie problemu, z którym przyjdą do niego i poratuje w potrzebie. Dla Zmarłego był to jednak ciągły egzamin z ofiarnej, cierpliwej i pełnej poświęcenia miłości wobec drugiego człowieka.

Ubogacony tym podwójnym doświadczeniem, w dniu 4.03.1947 roku, z polecenia przełożonych, przybywa do Paryża, by podjąć pracę w sekretariacie Polskiej Misji Katolickiej we Francji oraz obowiązki zakrystianina w kościele polskim pod wezwaniem Wniebowzięcia N.M.P. Tutaj, wypełniając swoje obowiązki w biurze i w kościele, a ponadto odwiedzając chorych i starców, przebywających zarówno w swoich domach rodzinnych jak i w szpitalach czy domach dla starców, spędzi całą resztę swojego życia. W 1950 roku na krótko opuści Paryż, gdy jego obecności będzie wymagało zorganizowanie nabytego przez Towarzystwo Chrystusowe domu w Hes-digneul-les-Bethune, w którym ma być siedziba przełożonych Zgromadzenia oraz nowicjat dla kandydatów zgłaszających się z terenu Europy zachodniej. Sprawy bowiem Zgromadzenia, w tym również zręby jego nowopowstającej jednostki administracyjnej Towarzystwa, obejmującej na początku całą Europę Zachodnią, były bardzo bliskie sercu Zmarłego i uważał, że powinien być tam, gdzie tego wymaga dobro wspólnoty zakonnej, do której przynależy. Po krótkim pobycie w Hesdigneul, gdy dom zaczął już funkcjonować, wrócił do swoich obowiązków w Paryżu. Zakres obowiązków Brata w sekretariacie Polskiej Misji Katolickiej wnet się powiększa; ksiądz infułat Kazimierz Kwaśny, ówczesny Rektor P.M.K. powierza bowiem br. Władysławowi organizację dorocznej narodowej pielgrzymki polskiej do Lourdes, która w swoim apogeum liczyła ponad 2000 osób.

Mimo, że Zmarły ponad 50 lat, jako członek Towarzystwa mieszkał poza domem zakonnym, jego łączność ze zgromadzeniem i ze współbraćmi nie uległa najmniejszemu rozluźnieniu. Troski i radości zarówno każdego ze współbraci jak i wspólnoty prowincjalnej czy całego Towarzystwa, były jego troską i radością. Chętnie przyjeżdżał na wspólne rekolekcje i dni skupienia, na uroczystości i spotkania okolicznościowe urządzane zarówno przez przełożonych prowincji jak i przez współbraci pracujących na małych placówkach duszpasterskich. Jego małe i skromne mieszkanie służbowe było zawsze gościnnie otwarte tak dla przełożonego generalnego jak i dla każdego ze współbraci przybywających z Francji czy z odległych krajów. I zawsze można było liczyć na dobrą radę starszego i doświadczonego brata oraz na jego pomoc w załatwieniu sprawy. Przy tym był bardzo dyskretny. Potrafił zachować tajemnicę zarówno urzędową, związaną z jego pracą w Misji jak i powierzoną mu najbardziej osobiście.

Z tym wielkim bogactwem swego życia wewnętrznego i z radosnym ukochaniem każdego człowieka, który się z nim zetknął, odszedł od nas i stanął przed Panem.

Pogrzeb br. Władysława odbył się we wtorek 9 maja. O godzinie 10.00 kościół p. w. Wniebowzięcia NMP w Paryżu wypełniony był po brzegi. Przybyli pożegnać Brata Jego przyjaciele - Polacy i Francuzi; rodzinę Zmarłego reprezentowały dwie jego siostrzenice i siostrzeniec; przybyło 75. księży (wśród nich ksiądz ekonom generalny i ksiądz sekretarz generalny reprezentujący przełożonego generalnego, księża prowincjałowie wraz z zarządami i innymi kapłanami z prowincji angielsko-południowoafrykańskiej i niemiecko-holendersko-włoskiej oraz wszyscy księża chrystusowcy z Francji. 3. braci zakonnych (w tym dwaj chrystusowcy z Polski) oraz 20 sióstr zakonnych ze zgromadzenia Sióstr Sercanek (z przełożoną prowincjalną na czele), sióstr serafitek i sióstr józefitek.

Uroczystości żałobne rozpoczęły się o godzinie 10.00 odśpiewaniem Jutrzni z oficjum za zmarłych. Śpiewom przewodniczył ks. Mirosław Stępkowicz TChr. Po skończonej Jutrzni odmówiono część chwalebną różańca. O godzinie 11.00 rozpoczęła się Msza św. koncelebrowana przez wszystkich księży, której przewodniczył ks. Tadeusz Zachara TChr. ekonom generalny Towarzystwa Chrystusowego. Na początku Mszy św., ks. dr Tadeusz Śmiech, wicerektor P.M.K. we Francji odczytał telegramy kondolencyjne nadesłane przez księdza kardynała Józefa Glempa - Prymasa Polski, księdza arcybiskupa Szczepana Wesołego z Rzymu, księdza arcybiskupa Stanisława Szymeckiego z Białegostoku oraz księdza biskupa Sławoja Głodzia -ordynariusza polowego. Ks. dr Wacław Szubert - proboszcz parafii ukazał z kolei obecnym sylwetkę Zmarłego. Po odczytaniu ewangelii homilię wygłosił ksiądz prałat Stanisław Jeż - rektor P.M.K., w której mówił o br. Władysławie jako o człowieku Kościoła. Przed zakończeniem Mszy św. ks. Tadeusz Zachara, w imieniu wspólnoty zakonnej dziękował Zmarłemu za Jego wierna służbę Bogu i Polonii, za jego wielkie przywiązanie do Towarzystwa i za wszystko, czym w ciągu swojego życia przyczynił się do jego wzrostu i rozwoju; ks. Ryszard Oblizajek - przełożony prowincji francusko-hiszpańskiej, dziękował natomiast wszystkim, którzy br. Władysławowi okazywali życzliwość i przyjaźń oraz obecnym w kościele za ich udział w uroczystościach pogrzebowych. Po zakończeniu Najświętszej Ofiary, liturgię pożegnalną odprawił ks. Wacław Szubert, proboszcz parafii, po czym wszyscy kapłani i wierni podchodzili do trumny, aby pokropić Zmarłego wodą święconą.

O godzinie 12.30 kondukt pogrzebowy ruszył z placu przed kościołem ku cmentarzowi polskiemu w Montmorency, który jest najstarszą nekropolią polską we Francji. Tu złożono do grobu Adama Mickiewicza, tu spoczywa dotąd Kamil Cyprian Norwid i wielu Polaków z Wielkiej Emigracji, tu znajduje się grobowiec Polskiej Misji Katolickiej we Francji, w którym złożone zostało ciało br. Władysława. Ostatnie modlitwy, przed złożeniem trumny do grobu, odmówił ks. Jan Guzikowski TChr.

Z cmentarza wróciliśmy do Paryża, do Polskiej Misji Katolickiej. Spoglądam na to wszystko, co najbardziej będzie wszystkim przypominać Brata i Jego życie tak mocno wkomponowane w to miejsce i w to środowisko.

W kościele „przy Concordzie", przy wejściu do zakrystii pozostał pusty klęcznik br. Władysława, na którym codziennie o 6.00 rano, po otwarciu kościoła klękał i odprawiał swoje ćwiczenia duchowne, przepisane Ustawami Towarzystwa Chrystusowego; tu było jego miejsce podczas nabożeństw, tu przesuwał w palcach paciorki różańca i tu modlitwą kończył swój dzień, gdy wszyscy już dawno wyszli z kościoła.

W sekretariacie Misji, po remoncie, stare jego biurko stojące pod oknem, zastąpiono nowym. Pozostała na nim jednak stara maszyna do pisania, na której napisał tomy dokumentów i listów, których kopie wypełniają setki segregatorów znajdujących się w archiwum Misji.

To ślady jego pracowitego i modlitwą ukwiecanego życia. Niech Chrystus Zmartwychwstały i Jego Matka, ku której wiódł tylu pielgrzymów udających się do Lourdes będą jego nagrodą, niech przyjmą go w domu Ojca, w którym odpocznie od prac swoich, wypełniających całe jego życie.

Ks. Jan Guzikowski TChr



Kazanie wygłoszone na pogrzebie śp. brata Władysława Szynakiewicza TChr przez ks. prałata Stanisława Jeża - rektora Polskiej Misji Katolickiej we Francji (09.05.2000 r.)

(Tekst nie autoryzowany)

- Wielce zacny Bracie Władysławie
- Księże Generale
- Księża Dziekani
- Księża Prowincjałowie
- Współbracia w kapłaństwie
- Droga Rodzino Brata Władysława
- Siostry Zakonne
- Bracia i Siostry w Chrystusie Panu!

Spotykamy się w tym kościele, można powiedzieć katedrze polskości, v wymownym okresie wielkanocnym.

Rok 2000. Wielkiego Jubileuszu Zbawienia, rok przełomu wieków i tysiącleci zachęca nas także do spojrzenia wstecz. Oczyma wiary ogarniamy najpierw co dokonało się, gdy nadeszła „pełnia czasu", a Syn Boży stał się Człowiekiem. Następnie, tak niedawno przeżywaliśmy, jeszcze z Bratem Władysławem, Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie - dla nas jubileuszowe, Ma niego wejście do nowej rzeczywistości, bo w tajemnicy paschalnej została •ogniskowana cała energia życia. Nie o biologię chodzi. Bo dar życia tylko v części jest biologia. Zresztą do końca nie rozumiemy daru życia. I jak uczniowie stajemy zasmuceni, zdumieni - oni przy pustym, my przy niepustych grobach. Każdy grób na szczęście ma jakiś tajemny związek z tamtym, jednym jedynym grobem pusto-niepustym. Pełnym Życia. On prawdziwie Zmartwychwstał. Sieje się niechwalebne - powstaje chwalebne; sieje się słabe - powstaje mocne; zasiewa się dato zmysłowe - powstaje dato duchowe.

Jeżeli jest dato zmysłowe, powstanie też dato duchowe (l Kor 15,42-44). Siostry i Bracia, po raz ostatni gromadzimy się w obecności ciała Brata Władysława w tym kościele, do którego był tak bardzo przywiązany, w którym )d 1947 r. rozpoczynał zawsze swój dzień (jak tylko był w Paryżu).

Pozwólcie, że krótko wspominając jego biografia ukażę - Potulice -Rzym - Paryż:

1. Jego umiłowanie Kościoła

2. Jego wiarę w Kościół

3. Jako człowieka Kościoła

4. Jako wiernego świadka.

1. Jego umiłowanie Kościoła

Pan Bóg obdarował Brata Władysława darem szczególnym - czasem. Często czas nas posiada, zamiast my mamy posiadać czas i uczynić go czasem Bożym, czasem laski, czasem - zadatkiem wieczności. Nieraz Brat Władysław żartował, że będzie żyt 102 lata, bo on będzie, wierny temu wiekowi, wystarczy, że Pan Bóg zachowa wierność. Pan Bóg powołał go wcześniej, ale miał Brat Władysław czas - 84 lata, na realizację planów i zamierzeń mógł pracować na długiej fali. Byt sekretarzem Misji za kilku Rektorów (szczególnie za Infułata Kwaśnego i prałata Zbigniewa Biernackiego) i jak mówił, niewiele brakowało żeby przeżył jeszcze następnego. Za tę wierna pracę w biurze Misji, gdzie był wzorem punktualności i pracowitości, sumienności i dyskrecji, chciałbym serdecznie podziękować „Societas Christi" na ręce Księdza Generała i śmiało mogę powiedzieć, wszystko co czynił w Kościele dla Kościoła - dla Towarzystwa Chrystusowego wypływało z jego miłości do Kościoła.

2. Chciałbym podkreślić jego wiarę w Kościół

Gdy nieraz w rozmowie przedstawiałem mu napotykane trudności, jako doświadczony Patriarcha odpowiadał: „Księże nie takie rzeczy się działy. Przezwyciężymy" - czuł się jakby współodpowiedzialny. Uczyłem się od niego, do którego w pierwszych moich latach rektorowania, ludzie zwracali się jako do rektora, a do mnie jako sekretarza, jego szacunku dla każdego odpowiedzialnego za Instytucje i jego szczerej współpracy. Nieraz, gdy go proszono o spowiedź, mówił proszę Pana, proszę Pani, zaraz przyślę księdza. Wierzył w Kościół, bo głęboko wierzył w Chrystusa. „Wierzę w Kościół" - powtarzał całym swoim życiem. Wypowiadał to umysłem, sercem, wola i czynem. Chociaż byt bratem zakonnym i takim chciał pozostać z jego zanurzeniem na wzór Wcielonego Słowa - w sprawy ziemskie, ludzkie, w jego dzielenie z człowiekiem radości i nadziei, smutków i trwogi, ale też z żywa wiara i nadzieja przeżywał jego pielgrzymowanie przez ziemię.

3. Brat Władysław był człowiekiem Kościoła

Kościół go ukształtował przez Towarzystwo Chrystusowe - byt dumny z tego, że byt jednym z pierwszych jego członków. Kościół go ukształtował, a on Kościołowi oddał cale swoje życie, dla Emigracji w ramach Polskiej Misji Katolickiej. Obracał się na początku życia zakonnego w gronie dzisiejszych kandydatów na ołtarze. Żył życiem Kościoła i pragnął, aby życiem Kościoła żyt również lud Boży na Emigracji.

4. Brat Władysław byt w Kościele świadkiem i wiernym Myślę, że można powiedzieć, że szczególnie w tych ostatnich 15. latach przykładem swojego życia przypominał nam, że „Kościół buduje się na klęczkach", codziennie oddawał się na klęczkach na służbę Kościołowi, nawet wtedy, kiedy mu wstawiono sztuczne biodra. Żyt życiem Kościoła, bo był tym „czym" - albo raczej „kim" - żyje Kościół. Żył Chrystusem i żyt dawaniem świadectwa Chrystusowi we wspólnocie tutejszej parafii, której służył jako zakrystianin. Dowiedziałem się o jego śmierci w drodze z Krakowa do Tarnowa, 3 maja - w święto Matki Bożej Królowej Polski - w święto narodowe, w przeddzień z nim rozmawiałem - pomyślałem sobie - Matka Boża zabrała do swojego Syna swojego Czciciela w dzień jej święta. Obraz Brata Władysława po godzinie siódmej rano w tutejszym kościele, również jego pielgrzymowanie do Lourdes, na zawsze utkwił w pamięci, a równocześnie/akt, że Brat Władysław pozostał wierny Ojczyźnie i ją miłował, mimo że po wojnie zabrano mu paszport i nigdy go nie otrzymał pozostał głębokim Patriota. Bracie Władysławie - już w czasie twojej krótkiej choroby odczuwaliśmy brak twojej obecności wśród nas w kościele, w biurze, przy stole. Wstawiaj się za nami u dobrego Boga, obiecujemy pamięć modlitewną, bo na zawsze wpisałeś się w dzieje Misji, szczególnie poprzez 7/3 jej historii poprzez twoje życie, służbę Bogu i Ojczyźnie w rodakach. Amen



JESZCZE JEDNA KARTA HISTORII - BRAT WŁADYSŁAW SZYNAKIEWICZ NIE ŻYJE

Wraz ze śmiercią brata Władysława przewracamy jeszcze jedną kartę historii polskiej emigracji.

Dziwne to, ale właśnie śmierć rzuca najjaśniejsze światło na życie. Chciałbym tu, choć tylko w szkicu, nakreślić dwa takie światła.

Jedno - to światło wiary. Brat Władysław był przede wszystkim człowiekiem głębokiej wiary. Już jako chłopiec ochotnym sercem odpowiedział na apel Kościoła w Polsce, który głosem swego Prymasa, kard. A. Hlonda wołał: " Na wychodźstwie polskie dusze giną". Jako jeden z pierwszych (1934 r.) Brat Władysław pojechał do Potulic, do założonego w 1932 r. przez kard. A. Hlonda Towarzystwa Chrystusowego dla Wychodźców. Już w 1938 r. przełożeni wysyłają go do Rzymu, gdzie przez prawie 9 lat pracował w Papieskim Kolegium Polskim na Awentynie, służąc przyszłym polskim kapłanom w ich rzymskim przygotowaniu do kapłaństwa. Tam też przyczynił się bardzo do uratowania Kolegium (żeby nie przeszło w obce ręce i nie zostało zniszczone). W tamtym czasie utrzymywał kontakt z Założycielem Zgromadzenia - ks. kard. A. Hlondem. A potem, posłuszny wezwaniom Chrystusa (który przemawia głosem przełożonych - Brat był o tym zawsze głęboko przekonany), został skierowany do Paryża, do pracy w sekretariacie Polskiej Misji Katolickiej. I tak w duchu głębokiej wiary przez 53 lata służył Bogu i ludziom na tej paryskiej placówce, łącząc jednocześnie z praca w biurze Misji, funkcję zakrystiana w kościele polskim w Paryżu, pracę w redakcji „Głosu Katolickiego", organizowanie wszystkich pielgrzymek, a szczególnie tych corocznych do Lourdes. Uderzała jego dyspozycyjność, spokój, serdeczność. Z perspektywy śmierci widać, że podłożem tych postaw była głęboka, męska wiara. Odnawiał ją ciągle, na nowo przychodząc codziennie już o godzinie szóstej rano do kościoła. Wtedy odmawiał brewiarz, czynił rozmyślanie, by około godziny siódmej otwierać kościół i przygotowywać wszystko do Mszy św. odprawianej w kościele o godzinie ósmej. Pamiętał o każdym detalu. Już na godzinę przed rozpoczęciem każdego nabożeństwa, chrztu, ślubu, pogrzebu itd. kościół był przygotowany na przyjęcie wiernych. To Brat także czuwał do końca każdego dnia, by zamknąć kościół. Kiedy od dwu lat wprowadziliśmy codzienni} adorację Najświętszego Sakramentu od godz. 17.00, Brat Władysław, z wyjątkiem ostatnich dni choroby, był zawsze na niej obecny.

Bardzo pilnował i z radością uczestniczył w comiesięcznych dniach skupienia organizowanych na północy Francji - jeśli dobrze pamiętam, to tylko choroba uniemożliwiała mu branie w nich udziału.

Czuło się, że żyje Zgromadzeniem i kocha je, a poprzez nie cały Kościół. Pobyt w Rzymie wycisnął też swoje piętno, gdyż Brat zawsze zabiegał o piękno liturgii w kościele polskim.

To wszystko owocowało radością, dyspozycyjnością, uśmiechem i spokojem w Jego kontaktach z kapłanami i siostrami pracującymi w Misji czy parafii. Jeszcze do niedawna Brat był zawsze najpewniejszą pomocą w załatwianiu i rozwiązywaniu tysięcy spraw związanych z codziennością życia Misji.

Uważam też, że to bogate życie wewnętrzne Brata wyrażało się także Jego ogromnym wyczuleniem na człowieka, a szczególnie na człowieka w potrzebie. Gdy tylko Brat dowiedział się, iż ktoś z naszych Rodaków jest w szpitalu czy został skierowany do domu starców lub pozostaje samotny i chory w swym mieszkaniu, natychmiast starał się tam być i nieść konkretna pomoc. Ile listów i paczek zostało zorganizowanych w okresie stanu wojennego w Polsce, gdy PMK niosła pomoc dla kraju. Ta strona działalności Brata Władysława wymagałaby wręcz opracowania historycznego.

Drugim światłem rozświetlającym życie i śmierć Brata Władysława, to umiłowanie tego co polskie, nasze, rodzime. Pochodził z ziemi poznańskiej, której trzeba było bronić przed zaborcą, stąd wyniósł - wrodzony hart ducha. Ze szkoły wyniósł znajomość języka niemieckiego, w Rzymie poznał język włoski. Językiem francuskim posługiwał się biegle, ale ponad wszystko wyrażał się całym sobą w pracy dla Polski i dla swych Rodaków. Dumny był z solidności, poczucia obowiązku, które wyniósł - jak sam powtarzał - z domu rodzinnego. Cieszył się i cenił ogromnie wszystkie zaproszenia do rodzin naszych Rodaków, podtrzymywał język i kulturę polską. A czynił to samym sobą, bez jakiegoś sztucznego wysiłku. Dlatego byt tak bardzo lubiany, szanowany i ceniony.

Ks. Rektor wielokrotnie namawiał Brata do napisania wspomnień, gdyż był „chodzącą historią" Polskiej Misji Katolickiej i Polaków żyjących w Paryżu i okręgu paryskim.

Będzie nam bardzo brakowało człowieka takiego formatu. Przewracamy jeszcze jedną kartę polskiej emigracji. Zapisywał ją Brat Władysław - swoją polskością i wiarą. Do nas należy zapisywanie dalszych stron tej księgi. Zapewne inaczej, bo inni jesteśmy i inne są nasze czasy. Ale oby świętymi były i dla nas wartości, którym służył Brat Władysław: umiłowanie Chrystusa, Kościoła, człowieka i umiłowanie tego, co polskie.

Jego ciało spoczęło w grobowcu Polskiej Misji Katolickiej na polskim cmentarzu w Montmorency - najstarszej polskiej nekropolii poza Ojczyzną.

Ks. Wacław Szubert (Z Głosu Katolickiego Nr 20(1914) Rok XLII 21.5.2000)

Katolicka Agencja Informacyjna
Na cmentarzu w podparyskim Montmorency spoczęło 9 maja ciało brata Władysława Szynakiewicza, jednego z pierwszych członków Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Wcześniej w kościele Wniebowzięcia NMP w Paryżu kilkudziesięciu księży odprawiało Mszę świętą żałobną przy trumnie zmarłego. W homilii ks. prał. Stanisław Jeż, rektor Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu (PMK), podkreślił wielkie umiłowane Kościoła charakteryzujące br. Władysława, z którego obecnością związana jest jedna trzecia historii Misji. Zmarły 3 maja br. w 84. roku życia brat Władysław, legendarna postać francuskiej Polonii, pracował w PMK przez pół wieku, będąc jej sekretarzem za kadencji trzech rektorów. Władysław Szynakiewicz urodził się w 1916 r. w Sipiorach koło Szubina (archidiecezja gnieźnieńska). Gdy miał 18 lat, wstąpił do powstałego dwa lata wcześniej Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej. Od 1938 r. przebywał w Rzymie, zajmując się sprawami administracyjnymi w tamtejszym Papieskim Kolegium Polskim na Awentynie. W 1947 r. przyjechał do Paryża, gdzie pracował w biurze Polskiej Misji Katolickiej, w tygodniku „Głos Katolicki" i jako zakrystianin w polskiej parafii pw. Wniebowzięcia NMP. „Poza pracą zawodową - pisał o br. Władysławie przed trzema laty jego współbrat zakonny ks. Jan Frankę - poświęca on ogromnie dużo czasu ludziom chorym, samotnym, zagubionym w życiu, po prostu potrzebującym. Dla wszystkich znajduje czas, by odwiedzić ich w szpitalach, na poddaszach paryskich kamienic. Wszystkim niesie dobre słowo, pociechę i ten niekłamany uśmiech, którym rozbraja każdego. (...) Jestem pewny, że wszystko, co czyni dla tych »najmniejszych«, nie wynika z jakiegoś obowiązku, ale z głębokiej potrzeby serca, bo jest »Bratem dla wszystkich«".

Data wydania: 9 maja 2000 roku, Wydawca: KAI;
Red. naczelny: Marcin Przeciszewski

DEPESZE l TELEGRAMY NADESŁANE DO POLSKIEJ MISJI KATOLICKIEJ W PARYŻU

Warszawa, dnia 8 maja 2000 r. N. 1604/00/P.

Przewielebny Księże Rektorze,
Łączę się w żałobie Polonii i Polaków we Francji w związku ze śmiercią Brata Władysława Szynakiewicza, Chrystusowca. Doczekanie sędziwego wieku w ciągłej pomocy w duszpasterstwie Rodaków czyniły z Niego chodzącą kronikę wydarzeń polonijnych, ale i świadectwa wiary dawanego przez Polaków we Francji. Bogu polecam Jego szlachetną duszę

+ Józef Kardynał Glemp Prymas Polski

Rzym, dnia 4 maja 2000 r.

Czcigodny Księże Rektorze,

Pragnę na ręce Czcigodnego Księdza Rektora przesłać moje szczere kondolencje z powodu zgonu Brata Władysława. Zmarły Brat Władysław Przyszedł do Rektoratu Misji Polskiej w Paryżu zaraz po wojnie. Był w Rektoracie prawie że instytucją. Znal wszystkich kapłanów, znał wiele spraw administracyjnych i również był znany przez bardzo wielu. Przez lata był jednym z organizatorów pielgrzymek do Lourdes i byt zawsze oddany służbie przy ołtarzu. Posługę spełniał mimo podeszłego już wieku z wielka pobożnością i sumiennością. Jego odejście będzie dużą pustką w Rektoracie i przy Kościele Polskim w Paryżu. Niestety, już wcześniejsze, podjęte zobowiązania nie pozwalają mi na udział w pogrzebie. Pragnę jednak zapewnić Czcigodnego Księdza Rektora, Współpracowników, a szczególnie Przełożonych Towarzystwa Chrystusowego, do którego zmarły Brat Władysław należał o mojej duchowej łączności w żałobie i w modlitwie, zwłaszcza w dniu pogrzebu. Wierzę, że Bóg, któremu przez tyle lat Brat Władysław wiernie służył, przyjmie go do szczęśliwości wiecznej. Oddany w Panu

+ Szczepan Wesoły


Białystok, dn. 5 maja 2000 r.
L. dz. 538/2000

Przewielebny Księże Prałacie,

Polska Misja Katolicka we Francji i cala Polonia Francuska przeżywa żałobę po śmierci Brata Władysława Szynakiewicza. Na ręce Księdza Prałata składam wyrazy serdecznego współczucia dla wszystkich, którzy znali i cenili człowieka oddanego Polskiej Misji, rzetelnego i ofiarnego zakonnika, który przez ponad 50 lat służył Polakom we Francji. Jego służba była zawsze pełna radości i dobroci. Niech Bóg w Swoim Miłosierdziu obdarzy go radością wieczną.

(+ Stanisław Szymecki) Arcybiskup Metropolita Białostocki

Warszawa, dnia 4 maja 2000 roku
L. dz. 417/Bn/2000

Przewielebny Księże Rektorze,

W związku ze śmiercią Brata Władysława SZYNAKIEWICZA pragnę złożyć Przewielebnemu Księdzu Rektorowi i całej Wspólnocie Polskiej Misji Katolickiej w Paryżu wyrazy serdecznego współczucia. Wraz z Prezbiterium ordynariatu Polowego modle się za Brata Władysława o wieczny spokój Jego duszy.

+ Sławoj Leszek Głodź Biskup Polowy Wojska Polskiego

Łomża, dnia 8 maja 2000 r.

Biskup Stanisław Stefanek z Łomży wtacza się w modlitwę o wieczna szczęśliwość swego współbrata śp. brata Władysława Szynakiewicza wieloletniego pracownika Polskiej Misji Katolickiej we Francji.

Ks. dr Tadeusz Bronakowski Dyrektor Domu Biskupiego

Paryż, 9 maja 2000 r.
AMBASADA RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ W PARYŻU

Szanowny Księże Rektorze,

Z ogromnym smutkiem przyjąłem wiadomość o odejściu brata Władysława Szynakiewicza. Wraz z nim zamyka się istotny fragment historii polskiej społeczności we Francji. Polonia, i wszyscy, którzy mieli przywilej go znać i cieszyć się jego promieniująca, dyskretna życzliwością ponieśli bolesną stratę. Bóg powołał go do siebie, ponieważ bardziej go potrzebował niż my, zapewne tak powiedziałby Roman Brandstaetter także w odniesieniu do brata Władysława. Pozostanie on w naszych sercach i wspomnieniu.

Z wyrazami szacunku Sławomir Czarlewski
Radca - Minister Pełnomocny

Gdańsk, dnia 5 maja 2000 r.

Wyrazy głębokiego żalu i serdecznego współczucia z powodu odejścia do Pana naszego wujka Brata Władysława
przesyłają Dmochowscy z Gdańska