Wszystko dla Boga i Polonii...

+ śp. ks. Henryk Kamiński



Homilia wygłoszona na Mszy św. pogrzebowej śp. ks. Henryka Kamińskiego TChr

Zmartwychwstały Pan gromadzi nas dzisiaj na Eucharystii przy trumnie świętej pamięci ks. Henryka. Poprzez cała jego misjonarska i kapłańską posługę Pan Jezus pragnie dziś przypomnieć nam, że w życiu każdego z nas najważniejsza jest "wiara, która działa przez miłość" (Ga 5,6).

Wszyscy, którzy poznali ks. Henryka wiedzą, że był to misjonarz, który odznaczał się heroiczną wiarą. Uczył się całkowitego i bezgranicznego zawierzenia Bogu od Matki Najświętszej na modlitwie. Bez przesady można powiedzieć, że to Niepokalana nauczyła go, aby w każdej sytuacji życiowej "wierzyć nadziei wbrew ludzkiej nadziei" (por. Rz 4,18). Ks. Henryk jeszcze przed wstąpieniem do Seminarium Duchownego jako nastolatek w niezwykle niebezpiecznych latach hitlerowskiej okupacji, w najbardziej dramatycznych momentach bezgranicznie ufał i wierzył Bogu. Na początku 1940 r. w Warszawie został aresztowany przez gestapo za posiadanie sfałszowanych dokumentów. Oddajmy głos ks. Henrykowi: "Znalazłem się w więzieniu w Warszawie przy ul. Daniłowiczowkiej. Posadzono mnie w celi na 3 piętrze. Od samego początku zacząłem myśleć o ucieczce. Gdy pierwszy raz wszedłem do kaplicy więziennej, pomyślałem: jest to jedyne miejsce, z którego może udać się ucieczka. Okno z kaplicy więziennej wychodziło na wąską ulicę Daniłowiczowską. Na chodniku po stronie gmachu więziennego, dzień i noc pełnił straż wartownik z karabinem. Gmach więzienia nie był długi, stąd wartownik po dojściu do końca budynku wracał z powrotem. Zdawałem sobie sprawę, że ucieczka w pojedynkę nie ma szans. Po pewnym czasie, po obserwacjach, zwierzyłem się ze swojej tajemnicy więźniowi o nazwisku Zygmunt Drabik [...]. Nasze czynności przygotowawcze trwały około miesiąca. W więzieniu przebywałem już 4 miesiące. Celowo na dzień ucieczki wyznaczyłem 11 lutego - święto Matki Bożej z Lourdes. Ucieczka miała nastąpić z pierwszego piętra kaplicy. W wyznaczonej porze dotarliśmy do kaplicy. Po delikatnym otwarciu okna Drabik ciął siatkę. Ja w tym czasie wiązałem wcześniej przygotowane liny. Ostatecznie stanęło, że ja zjadę jako drugi. Tuż przed wejściem na okno mówię do swego partnera: teraz na kolana, odmawiamy "Pod Twoją obronę". Po modlitwie wychylamy się delikatnie przez okno, by obserwować kroki strażnika. Strażnika nie widać. Przerzucamy linę i Drabik zjeżdża. Nie utrzymał się. Z pewnej wysokości odpadł od liny i całym ciężarem ciała spadł na chodnik. Słyszę jego jęk. Zawahałem się: zjeżdżać czy nie? Ale szybko przyszło mi otrzeźwienie: jeżeli nie będę uciekał, jeszcze dzisiaj znajdą mnie i wieczorem będę rozstrzelany za próbę ucieczki, bo takie zdarzenia występowały. W imię Boże zjeżdżam. Pod sobą widzę leżącego i jęczącego przyjaciela. Na szczęście do leżącego dobiegło kilka osób z naprzeciwka, którzy widzieli naszą ucieczkę. Ja tymczasem przebiegłem ulicę i wpadłem na chwilę do kościoła, by podziękować Panu Bogu za uratowanie. Teraz dopiero zacząłem odczuwać silny ból palców u ręki. Lina przecięła mi ciało aż do kości. Gdzie podział się wartownik? Najprawdopodobniej w momencie naszej ucieczki wyszedł na chwilę do toalety. To był wprost przypadek, ale u Pana Boga nie ma przypadków. Dla mnie był to prawdziwy Boży cud za wstawiennictwem Matki Najświętszej, bo codziennie odmawiałem różaniec w tej intencji".

Ten dramatyczny epizod w życiu ks. Henryka wspaniale charakteryzuje jego osobowość, niezwykłą odwagę wiary, którą ks. Henryk odznaczał się w całym swoim kapłańskim życiu. Cała jego osobowość była nacechowana heroicznym zawierzeniem i oddaniem się w macierzyńską niewolę miłości Maryi. 10 kwietnia 1945 r. rozpoczął studia w Arcybiskupim Seminarium Duchownym w Gnieźnie. Święcenia kapłańskie otrzymał 11 czerwca 1949 r. z rąk ks. abpa Dymka. Zaraz po święceniach został skierowany do pracy wychowawczej jako prefekt, a później jako ojciec duchowny w Niższym Seminarium Duchownym w Ostrowie, Wolsztynie i Gostyniu. Był wspaniałym wychowawcą. Jego wychowankami są między innymi ks. abp Juliusz Paetz, abp Zenon Grocholewski, biskup kaliski Stanisław Napierała oraz bp Zawitkowski. Ks. abp Grocholewski w telegramie kondolencyjnym między innymi napisał: "Był on moim wychowawcą w Niższym Seminarium Duchownym w Gostyniu oraz przykładem kapłana w pełni oddanego służbie Kościoła. Wspominam go ze czcią i wielkim uznaniem, ze względu na jego walory osobiste i wychowawcze". Natomiast Biskup kaliski pisze: "Zmarły Kapłan był mi bliski. Poznałem go 47 lat temu w Gostyniu, na Świętej Górze, jako Dyrektora Oddziału Niższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Poznańskiej. Wyróżniał się gorliwością o sprawy Boże, ewangelicznym radykalizmem, umiłowaniem Matki Bożej, pragnieniem rzeczy wielkich". Metropolita Poznański nie mógł osobiście uczestniczyć w pogrzebie z powodu wyjazdu do Rzymu, ale jest obecny w osobie swojego delegata, ks. bpa Zdzisława Fortuniaka. Ks. Henryk w 1954 r. wstępuje do nowicjatu Towarzystwa Chrystusowego, a po jego zakończeniu pełni funkcję ojca duchownego w Ziębicach na kursach filozoficznych. W latach 1957-59 zakłada i kieruje młodzieżowym teatrem objazdowym "Immaculata". Było to niezwykle wydarzenie ewangelizacyjne i teatralne w skali ogólnopolskiej. Szykanowani przez komunistyczne władze w ciągu dwóch lat istnienia zespołu "Immaculata" przedstawili przeszło 800 spektakli o tematyce religijnej. Przedstawienia odbywały się w przepełnionych kościołach, w salach teatralnych, a także na stadionach sportowych. Uczestniczyło w nich setki tysięcy ludzi, dokonywały się liczne nawrócenia. Była to z pewnością najbardziej spektakularna akcja ewangelizacyjna w Polsce w czasach komunistycznych. W latach 1963-1977 ks. Henryk przebywa na misjach w Brazylii i Argentynie, gdzie z wielką gorliwością zakłada nowe placówki misyjne i duszpasterzuje wśród polskich emigrantów i miejscowej ludności.

Po powrocie do Polski w 1977 r. przez 4 lata pełni funkcję kierownika referatu powołań. Miałem szczęście przez dwa lata (1978- 80) współpracować z ks. Henrykiem w referacie powołań. Mogę zaświadczyć, że był to kapłan całkowitego zawierzenia Chrystusowi przez Matkę Najświętszą. Dla niego modlitwa była tak konieczna jak tlen do oddychania. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że ks. Henryk nie wypuszczał różańca ze swojej ręki. Do serca wziął sobie słowa Ojca Świętego Pawła VI, że "jedną z najważniejszych potrzeb Kościoła jest obrona przed tym złem, które nazywamy Demonem". Często przypominał mi słowa kard. Augusta Hlonda wypowiedziane 16 sierpnia 1948 r.: Jesteśmy świadkami zaciętej walki między cvitas Dei a cvitas diaboli. Wprawdzie walka ta stale się toczy bez zawieszenia broni, walka najdłuższa i najpowszechniejsza. Dziś jednak na oczach naszych toczy się ona tak zawzięcie jak nigdy. Z jednej strony odbywa się zdobywczy pochód Królestwa Chrystusowego, z drugiej zaś strony ciąży nad światem łapa szatana, tak zachłannie i perfidnie, jak to jeszcze nigdy nie bywało. Nowoczesne pogaństwo, opętane jakby kultem demona, odrzuciło wszelkie idee moralne, wymazało pojęcie człowieczeństwa. Upaja się wizją społeczeństwa, w którym już nie rozbrzmiewa imię Boże, a w którym pojęcie religii i moralności chrześcijańskiej są wytępione bezpowrotnie. Wynik tej rozgrywki między cvitas Dei a cvitas diaboli nie nastręcza żadnej wątpliwości. Kościół ma zapewnione zwycięstwo: Portae inferni non praevalebunt adversus eam. Chodzi tylko o to, by każdy człowiek rzucił na szalę tego zwycięstwa zasługę moralnego czynu. Jeśli kto, to zwłaszcza my, kapłani chrystusowcy, winniśmy w tej decydującej walce stanąć w pierwszych szeregach. Od nas zależy, by godzinę triumfu przyspieszyć. Każdy z nas w tym boju ma wyznaczone stanowisko. Kto na wyznaczonym swoim stanowisku nie daje z siebie wszystkiego, jest zdrajcą sprawy Bożej i naraża na niebezpieczeństwo innych. Kto zaś z tej walki z wygodnictwa się usuwa, jest dezerterem z szeregów oficerskich Chrystusa. Ta ciężka rozprawa wymaga skupienia sił... Trzeba umieć poświęcić się bez reszty, jeżeli sprawa nieśmiertelnych dusz tego wymaga".

Ks. Henryk poświęcił się bez reszty sprawie ratowania dusz ludzkich przed wiecznym potępieniem. W czasach stanu wojennego potrafił wydawać w setkach tysięcy egzemplarzy książki o tematyce religijnej i rozprowadzać je na terenie całej Polski. Słynne w całej Polsce były przeźrocza i kasety o Całunie Turyńskim, Gwadelupie i inne, które ks. Henryk przygotował jako pomoc katechetyczną i duszpasterską. To, co po ludzku wydawało się niemożliwe, stawało się dla ks. Henryka rzeczywistością dzięki modlitwie różańcowej i heroicznemu zawierzeniu Matce Najświętszej.

Zainicjował w Polsce i kilka lat kierował Kapłańskim Ruchem Maryjnym. Zapisało się do niego 800 księży diecezjalnych i zakonnych. Organizował rekolekcje i dni skupienia dla księży. Do dzisiaj bardzo wielu księży w Polsce z wdzięcznością wspomina działalność ks. Henryka w Kapłańskim Ruchu Maryjnym, dzięki której umocnili swoją wiarę, pogłębili życie modlitwy, a wielu przezwyciężyło kryzys kapłańskiej tożsamości.

Ks. Henryk do końca wierzył, ufał i był posłuszny zrządzeniom Bożej Opatrzności. Całkowicie podporządkował się decyzji rozwiązania Kapłańskiego Ruchu Maryjnego, chociaż nie rozumiał powodów. To było najboleśniejsze doświadczenie w jego kapłańskim życiu. Przyjął je w duchu posłuszeństwa wiary. Po wypadku samochodowym, z którego wyszedł z życiem od 01.01.1984 r. przebywał na półrocznym urlopie zdrowotnym w Zakopanem. Kolejne siedem miesięcy był rezydentem w Goleniowie, a od 15.04.1985 kapelanem sióstr służebniczek w Zborowskim k. Lublińca. Później przez rok czasu, od 20 sierpnia 1986 r. był proboszczem w Sarbii, przez kolejny rok rezydentem w Goleniowie, a od 1 września 1988 r. został skierowany na kapelana sióstr urszulanek w Sokolnikach. Ponieważ zaczęły się pojawiać pierwsze symptomy choroby od 15 listopada 1992 r. zamieszkał w Puszczykowie.

W pierwszym okresie swojej choroby jego gorliwość i apostolski duch nie słabł, przyjeżdżał do Redakcji i zabierał po kilkadziesiąt egzemplarzy dwumiesięcznika "Miłujcie się", aby roznosić go po domach i zachęcać do prenumeraty. Ostatni etap swojego życia przeżył obciążony krzyżem cierpienia, które po ludzku wydaje się być bezsensowne, ale dzięki zjednoczeniu z Chrystusem, w ekonomii odkupienia ma nieskończoną wartość zbawczą. Ks. Henryk został odwołany do wieczności 7 września 1998 r. w wigilię święta Narodzenia Matki Bożej. Maryja, której ks. Henryk w sposób heroiczny wierzył, ufał i dał się prowadzić przez całą swoją kapłańską i misjonarską posługę, przeprowadziła go przez bramę śmierci na spotkanie z Jezusem Chrystusem, który przygotował niewyobrażalnie wielkie rzeczy tym, którzy Go miłują.

ks. Mieczysław Piotrowski TChr